Delilah dobiegła w swojej tygrysiej postaci do domu
numer dwanaście. Wyskoczyła na ulicy, oczywiście już jako człowiek. Żaden z
przechodniów nie zauważył jej zdenerwowania ani determinacji, może dlatego, że
brunetka starała się je ukryć. Zadzwoniła do wskazanego domu, ale nikt jej nie
odpowiedział. Nacisnęła klamkę, a ta, ku jej zdziwieniu, ustąpiła. Drzwi
otworzyły się, cicho skrzypiąc, a Delilah cicho je przymknęła, kiedy weszła już
do pomieszczenia. Czuła, że było to konieczne. Rolety w oknach zostały opuszczone,
więc w domu panowała ciemność, dziewczyna jednak przyzwyczaiła się do niej bez
trudu.
Zacisnęła dłonie w pięści, gotowa oddać życie za
Kirsten. Z łatwością odnalazła wejście do piwnicy, ale idąc potknęła się o coś,
na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Owszem, czuła specyficzny zapach, którego
normalny człowiek nie wyczułby, ale nie przypuszczała…
Opadła na kolana, widząc prawdopodobnie nieżyjącą
przyjaciółkę. Wzbierała w niej wściekłość; sprawdziła puls. Ledwo go wyczuła,
ale to, że był, sprawiło Del niemałą ulgę. Pomyślała, że zabije Złego, gdy
tylko go znajdzie. Emocje rosły w niej z każdą chwilą, czuła się coraz gorzej,
ale była naprawdę pewna, że dobrze robi. Że to już koniec.
Zeszła do piwnicy, kierując się już nie trzeźwością
umysłu, a furią. Zobaczyła Briana, siedzącego pod żarówką i pogwizdującego
sobie jak gdyby nigdy nic.
-
A więc
jednak przyszłaś? Oj, honorowa jesteś – zakpił. Dziewczyna rzuciła się na
niego, ale z łatwością złapał ją i odrzucił. Delilah mocno berwała; jej ciało z
głuchym łoskotem opadło na ziemię, odbiwszy się od ściany. – Nie próbuj, nawet
nie wiesz jaki silny jestem. Nawet nie chcę ci pokazywać pełni swoich mocy –
zaśmiał się szyderczo.
-
Po co mnie
tu zwabiłeś? Chcesz żebym zginęła? Proszę bardzo, ale bez walki się nie poddam!
Brian znalazł się przy niej w tej samej chwili, w
której wypowiedziała te słowa. „Jesteś pewna?!”- padło bezdźwięcznie z jego
słów. Z łatwością wykręcił jej ręce do tyłu, a potem rozdarł ubranie.
-
Potrzebuję
nowego początku, a do tego Zło musi się połączyć z Dobrem.
-
Nie dam ci
tego! – Schylona i wciąż trzymana przez Prescotta Delilah zamachnęła się nogą i
kopnęła Złego z całej siły. On jednak tylko zaśmiał się złośliwie, blokując jej
ciało, a wolnymi zostawiając myśli.
Teraz nie mogła już nic zrobić. Pozostawało jej
patrzeć na to, jak powoli umiera, poddając się czemuś, na co w życiu by nie
pozwoliła. Próbowała wykorzystać całą swoją moc do tego, by uwolnić się z objęć
umysłowych Briana, ale nic z tego. Jej pomarańczowe oczy płonęły, ale nic nie mogła
zrobić.
I wtedy do pomieszczenia wszedł Dominic. Poczuł, jak
Prescott próbuje go obezwładnić, ale podobnie jak wcześniej Zły, tylko
roześmiał się kpiąco. Zmienił się w tygrysa i rzucił na swojego odwiecznego
wroga.
Ciało Del zostało odblokowane, więc również przeszła
transformację, ale nie wiedziała, w jaki sposób ma pomóc Dominicowi. Uderzyła w
nią prawda, że to on jest Tajemniczym. Widziała, jak plene przegryza tętnicę Złemu. Jak odsuwa się z obrzydzeniem,
patrząc na to, co zrobił, niczym na najgorszą zbrodnię, a przecież właśnie
uratował ludzkość. Już nie tylko Shadow Town, ale cały świat.
***
-
Widzisz, to
nie takie proste. Zawsze było tak, że klątwa nie zostawała zdjęta, bo
potomkowie pierwszego Złego byli przez nas zabijani nie przy próbie połączenia
się z dobrem. Wtedy nasienie Złego przenikało do ciała kobiety i rodził się
nowy wysłannik zła. W ten sposób linia rodu trwała, a ginęło coraz więcej
ludzi. Jak już wspominałem, Brian odkrył to, że strach potęguje jego siłę i to
wykorzystywał. Przestał udawać, że śmierć tych wszystkich ludzi to przypadek.
Zdecydowanie nie chodziło mu o to, by wszystko zataić; policja i tak by mu nic
nie zrobiła.
-
Powiedz mi
jedno – Delilah przerwała Dominicowi.
-
Co zechcesz
– odparł, uśmiechając się.
-
Czemu wtedy,
gdy dostałam wiadomość, gdzie znajduje się Kerr, nie powiedziałeś mi kim
jesteś? Że to ty…
-
Nie mogłem.
Brian zahipnotyzował pewną osobę, która zabiłaby mnie, gdyby wiedziała, że jestem
owym Tajemniczym. Te słowa nie mogły wyjść na jaw, nie mogłem się przyznać.
-
Jeszcze
jedno. Skoro ojciec Briana został zabity przez nas, a matka zmarła przy
porodzie, to kim byli jego „rodzice”? Przecież wielokrotnie widywałam się z
panią Prescott i jej mężem…
-
Adoptowali
go. Już powiedziałem im, co stało się z ich synem. Na początku nie chcieli
wierzyć, że to on dokonał wszystkich tych zbrodni, ale gdy pokazałem im, że
jestem tigrohominemem, uwierzyli.
-
Pokazałeś
im?! A co, jeżeli dowiedzą się o tym inni ludzie?!
-
Spokojnie.
Niepowołani się nie dowiedzą, wiem, że rodzicom Briana można zaufać. To
naprawdę dobrzy ludzie. Jeśli zaś chodzi o Złego, czyli młodego Prescotta, jego
ciało „znalazłem” w lesie. Policja uznała, iż został zagryziony przez wilki.
Pojawisz się na pogrzebie?
-
Sama nie
wiem. Zbyt wiele złego się przez niego stało, nie mam pojęcia, czy byłabym w
stanie na niego jeszcze raz spojrzeć. Nawet na martwego.
-
A co z
Kirsten? Lepiej się czuje?
-
Tak. Chodźmy
ją odwiedzić. Niedługo wróci do domu, mówiła, że stęskniła się za Chrisem.
Para ruszyła chodnikiem, zmierzając w stronę szpitala.
Cieszyli się, że wreszcie jest spokój, chociaż ubolewali nad tym, że żeby dojść
do tego etapu, tak wiele osób musiało zginąć. Matka Delilah zemdlała, gdy
dowiedziała się o wszystkim, co nie było najlepsze dla kobiet w jej stanie.
Niedługo bowiem na świecie miała się pojawić mała istotka, będąca dzieckiem jej
i Matta. Po ocknięciu się nakrzyczała na Del, ale była szczęśliwa, że wreszcie
nastąpił koniec tego chorego życia w ciągłym strachu.
W szpitalu spotkali Chrisa. Siedział przy łóżku swojej
ukochanej, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Delikatnie gładził Kirsten po dłoni.
Nie wiedział, co stało się naprawdę, ale czuł, że dowie się tego w niedługim
czasie.
EPILOG
Młoda para wyszła z urzędu stanu cywilnego. Świeżo
upieczone małżeństwo zostało obrzucone ryżem, a także drobnymi monetami.
Delilah uśmiechała się, delikatnie gładząc lekko zaokrąglony brzuszek. Cieszyła
się na myśl, że zostanie mamą. Dominic był równie szczęśliwy i bez wątpienia
zakochany. Podobnie jak Chris, któremu Kirsten odważyła się powiedzieć prawdę.
Przyjął ją ze zdziwieniem, ale dość spokojnie. Planował oświadczyny, radząc się
w tej sprawie wielokrotnie Dominica; zostali najlepszymi przyjaciółmi.
Ślub młodej kobiety podziwiali Matt i Katie, razem z
ich małą córeczką, Leah.
Szczęśliwe
zakończenie, prawie jak w bajce – przebiegło przez myśl dwudziestojednoletniej Del. I żyli długo i szczęśliwie, nie zmieniając
się do końca. – Uśmiechnęła się pod nosem i mocno pocałowała Dominica.
Dziękuję ;) - to jedyne, co przyszło mi na myśl po napisaniu ostatniego zdania. Nienawidzę zakończeń! Są takie smutne... Nawet jeśli wesołe, tzw. happy endy, to i tak żal, że wszystko się kończy. Ale: Nic nie może przecież wiecznie trwać, toteż - muszę to tu kiedyś wstawić, nawet jeśli nie mam na to ochoty. Tak bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, że przez głowę przeszło mi napisanie drugiej części - ale co miałoby się w niej znaleźć?
Nie wiem, nie będę w stanie przyzwyczaić się do tego, że skończyłam to opowiadanie. Po prostu nie mieści mi się to w głowie...
A teraz dla wszystkich, którzy to czytali, którzy komentowali, którzy wspierali mnie w pisaniu, czy nawet krytykowali - po prostu dziękuję. I pozdrawiam serdecznie.
PS: Mam prośbę do wszystkich, którzy to czytali - proszę, skomentujcie to krótko. Choćby wpisując własne imię w komentarzu :)
Dziękuję ;) - to jedyne, co przyszło mi na myśl po napisaniu ostatniego zdania. Nienawidzę zakończeń! Są takie smutne... Nawet jeśli wesołe, tzw. happy endy, to i tak żal, że wszystko się kończy. Ale: Nic nie może przecież wiecznie trwać, toteż - muszę to tu kiedyś wstawić, nawet jeśli nie mam na to ochoty. Tak bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, że przez głowę przeszło mi napisanie drugiej części - ale co miałoby się w niej znaleźć?
Nie wiem, nie będę w stanie przyzwyczaić się do tego, że skończyłam to opowiadanie. Po prostu nie mieści mi się to w głowie...
A teraz dla wszystkich, którzy to czytali, którzy komentowali, którzy wspierali mnie w pisaniu, czy nawet krytykowali - po prostu dziękuję. I pozdrawiam serdecznie.
PS: Mam prośbę do wszystkich, którzy to czytali - proszę, skomentujcie to krótko. Choćby wpisując własne imię w komentarzu :)