11.11.2012

Dwadzieścia + Epilog



Delilah dobiegła w swojej tygrysiej postaci do domu numer dwanaście. Wyskoczyła na ulicy, oczywiście już jako człowiek. Żaden z przechodniów nie zauważył jej zdenerwowania ani determinacji, może dlatego, że brunetka starała się je ukryć. Zadzwoniła do wskazanego domu, ale nikt jej nie odpowiedział. Nacisnęła klamkę, a ta, ku jej zdziwieniu, ustąpiła. Drzwi otworzyły się, cicho skrzypiąc, a Delilah cicho je przymknęła, kiedy weszła już do pomieszczenia. Czuła, że było to konieczne. Rolety w oknach zostały opuszczone, więc w domu panowała ciemność, dziewczyna jednak przyzwyczaiła się do niej bez trudu.
Zacisnęła dłonie w pięści, gotowa oddać życie za Kirsten. Z łatwością odnalazła wejście do piwnicy, ale idąc potknęła się o coś, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Owszem, czuła specyficzny zapach, którego normalny człowiek nie wyczułby, ale nie przypuszczała…
Opadła na kolana, widząc prawdopodobnie nieżyjącą przyjaciółkę. Wzbierała w niej wściekłość; sprawdziła puls. Ledwo go wyczuła, ale to, że był, sprawiło Del niemałą ulgę. Pomyślała, że zabije Złego, gdy tylko go znajdzie. Emocje rosły w niej z każdą chwilą, czuła się coraz gorzej, ale była naprawdę pewna, że dobrze robi. Że to już koniec.
Zeszła do piwnicy, kierując się już nie trzeźwością umysłu, a furią. Zobaczyła Briana, siedzącego pod żarówką i pogwizdującego sobie jak gdyby nigdy nic.
-         A więc jednak przyszłaś? Oj, honorowa jesteś – zakpił. Dziewczyna rzuciła się na niego, ale z łatwością złapał ją i odrzucił. Delilah mocno berwała; jej ciało z głuchym łoskotem opadło na ziemię, odbiwszy się od ściany. – Nie próbuj, nawet nie wiesz jaki silny jestem. Nawet nie chcę ci pokazywać pełni swoich mocy – zaśmiał się szyderczo.
-         Po co mnie tu zwabiłeś? Chcesz żebym zginęła? Proszę bardzo, ale bez walki się nie poddam!
Brian znalazł się przy niej w tej samej chwili, w której wypowiedziała te słowa. „Jesteś pewna?!”- padło bezdźwięcznie z jego słów. Z łatwością wykręcił jej ręce do tyłu, a potem rozdarł ubranie.
-          Potrzebuję nowego początku, a do tego Zło musi się połączyć z Dobrem.
-          Nie dam ci tego! – Schylona i wciąż trzymana przez Prescotta Delilah zamachnęła się nogą i kopnęła Złego z całej siły. On jednak tylko zaśmiał się złośliwie, blokując jej ciało, a wolnymi zostawiając myśli.
Teraz nie mogła już nic zrobić. Pozostawało jej patrzeć na to, jak powoli umiera, poddając się czemuś, na co w życiu by nie pozwoliła. Próbowała wykorzystać całą swoją moc do tego, by uwolnić się z objęć umysłowych Briana, ale nic z tego. Jej pomarańczowe oczy płonęły, ale nic nie mogła zrobić.
I wtedy do pomieszczenia wszedł Dominic. Poczuł, jak Prescott próbuje go obezwładnić, ale podobnie jak wcześniej Zły, tylko roześmiał się kpiąco. Zmienił się w tygrysa i rzucił na swojego odwiecznego wroga.
Ciało Del zostało odblokowane, więc również przeszła transformację, ale nie wiedziała, w jaki sposób ma pomóc Dominicowi. Uderzyła w nią prawda, że to on jest Tajemniczym. Widziała, jak plene przegryza tętnicę Złemu. Jak odsuwa się z obrzydzeniem, patrząc na to, co zrobił, niczym na najgorszą zbrodnię, a przecież właśnie uratował ludzkość. Już nie tylko Shadow Town, ale cały świat.

***
-          Widzisz, to nie takie proste. Zawsze było tak, że klątwa nie zostawała zdjęta, bo potomkowie pierwszego Złego byli przez nas zabijani nie przy próbie połączenia się z dobrem. Wtedy nasienie Złego przenikało do ciała kobiety i rodził się nowy wysłannik zła. W ten sposób linia rodu trwała, a ginęło coraz więcej ludzi. Jak już wspominałem, Brian odkrył to, że strach potęguje jego siłę i to wykorzystywał. Przestał udawać, że śmierć tych wszystkich ludzi to przypadek. Zdecydowanie nie chodziło mu o to, by wszystko zataić; policja i tak by mu nic nie zrobiła.
-          Powiedz mi jedno – Delilah przerwała Dominicowi.
-          Co zechcesz – odparł, uśmiechając się.
-          Czemu wtedy, gdy dostałam wiadomość, gdzie znajduje się Kerr, nie powiedziałeś mi kim jesteś? Że to ty…
-          Nie mogłem. Brian zahipnotyzował pewną osobę, która zabiłaby mnie, gdyby wiedziała, że jestem owym Tajemniczym. Te słowa nie mogły wyjść na jaw, nie mogłem się przyznać.
-          Jeszcze jedno. Skoro ojciec Briana został zabity przez nas, a matka zmarła przy porodzie, to kim byli jego „rodzice”? Przecież wielokrotnie widywałam się z panią Prescott i jej mężem…
-          Adoptowali go. Już powiedziałem im, co stało się z ich synem. Na początku nie chcieli wierzyć, że to on dokonał wszystkich tych zbrodni, ale gdy pokazałem im, że jestem tigrohominemem, uwierzyli.
-          Pokazałeś im?! A co, jeżeli dowiedzą się o tym inni ludzie?!
-          Spokojnie. Niepowołani się nie dowiedzą, wiem, że rodzicom Briana można zaufać. To naprawdę dobrzy ludzie. Jeśli zaś chodzi o Złego, czyli młodego Prescotta, jego ciało „znalazłem” w lesie. Policja uznała, iż został zagryziony przez wilki. Pojawisz się na pogrzebie?
-          Sama nie wiem. Zbyt wiele złego się przez niego stało, nie mam pojęcia, czy byłabym w stanie na niego jeszcze raz spojrzeć. Nawet na martwego.
-          A co z Kirsten? Lepiej się czuje?
-          Tak. Chodźmy ją odwiedzić. Niedługo wróci do domu, mówiła, że stęskniła się za Chrisem.
Para ruszyła chodnikiem, zmierzając w stronę szpitala. Cieszyli się, że wreszcie jest spokój, chociaż ubolewali nad tym, że żeby dojść do tego etapu, tak wiele osób musiało zginąć. Matka Delilah zemdlała, gdy dowiedziała się o wszystkim, co nie było najlepsze dla kobiet w jej stanie. Niedługo bowiem na świecie miała się pojawić mała istotka, będąca dzieckiem jej i Matta. Po ocknięciu się nakrzyczała na Del, ale była szczęśliwa, że wreszcie nastąpił koniec tego chorego życia w ciągłym strachu.
W szpitalu spotkali Chrisa. Siedział przy łóżku swojej ukochanej, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Delikatnie gładził Kirsten po dłoni. Nie wiedział, co stało się naprawdę, ale czuł, że dowie się tego w niedługim czasie.

EPILOG
Młoda para wyszła z urzędu stanu cywilnego. Świeżo upieczone małżeństwo zostało obrzucone ryżem, a także drobnymi monetami. Delilah uśmiechała się, delikatnie gładząc lekko zaokrąglony brzuszek. Cieszyła się na myśl, że zostanie mamą. Dominic był równie szczęśliwy i bez wątpienia zakochany. Podobnie jak Chris, któremu Kirsten odważyła się powiedzieć prawdę. Przyjął ją ze zdziwieniem, ale dość spokojnie. Planował oświadczyny, radząc się w tej sprawie wielokrotnie Dominica; zostali najlepszymi przyjaciółmi.
Ślub młodej kobiety podziwiali Matt i Katie, razem z ich małą córeczką, Leah.
Szczęśliwe zakończenie, prawie jak w bajce – przebiegło przez myśl dwudziestojednoletniej Del. I żyli długo i szczęśliwie, nie zmieniając się do końca. – Uśmiechnęła się pod nosem i mocno pocałowała Dominica.

Dziękuję ;) - to jedyne, co przyszło mi na myśl po napisaniu ostatniego zdania. Nienawidzę zakończeń! Są takie smutne... Nawet jeśli wesołe, tzw. happy endy, to i tak żal, że wszystko się kończy. Ale: Nic nie może przecież wiecznie trwać, toteż - muszę to tu kiedyś wstawić, nawet jeśli nie mam na to ochoty. Tak bardzo przywiązałam się do tego opowiadania, że przez głowę przeszło mi napisanie drugiej części - ale co miałoby się w niej znaleźć?
Nie wiem, nie będę w stanie przyzwyczaić się do tego, że skończyłam to opowiadanie. Po prostu nie mieści mi się to w głowie...

A teraz dla wszystkich, którzy to czytali, którzy komentowali, którzy wspierali mnie w pisaniu, czy nawet krytykowali - po prostu dziękuję. I pozdrawiam serdecznie.

PS: Mam prośbę do wszystkich, którzy to czytali - proszę, skomentujcie to krótko. Choćby wpisując własne imię w komentarzu :)

1.11.2012

Dziewiętnaście



Po tym, jak opętał ją Zły, Delilah spała zbyt mocno, by zobaczyć, jak Kirsten, postępując niezwykle nieodpowiedzialnie, wyszła do szkoły, wmawiając sobie, że nic złego się nie stanie.
Do liceum podążała ścieżką, którą nikt nie chodził, po to tylko, by matka nie mogła jej zauważyć. O dziwo, nie wydarzyło się nic nieprzyjemnego, więc uspokoiła się. W końcu to biały dzień, wszędzie ludzie… nie zaatakuje – przekonywała samą siebie. W czasie pierwszej lekcji – plastyki - pani Bornshot wysłała ją do szkolnej piwnicy po materiały potrzebne do stworzenia decoupage. Blondynka posłusznie zeszła po wielkie pudło, a w podziemiach czekał on. Spoglądał na nią, sparaliżowaną strachem. Siłą swojego umysłu zablokował wszelką możliwość poruszania się. Po chwili jednak zrezygnował z tego pomysłu; lubił patrzeć, jak ci nędzni ludzie miotają się ze strachu.
Kirsten pisnęła, przerażona. Źrenice jej niebieskich oczu rozszerzyły się do granic możliwości, a serce waliło jak młot. Nie chciała już patrzeć na tego okropnego mężczyznę, czy cokolwiek innego to było. Cofnęła się o krok, chcąc uciekać, ale w tym samym momencie przewróciła się, mocno uderzając głową o kant schodka. Nie straciła przytomności; poczuła jedynie ciepło krwi, a także pulsujący ból. Zły doskoczył do niej i wycharczał:
-          Ja spełniam swoje groźby… - przejechał pazurami po jej ramieniu, rozrywając je aż do kości; dziewczyna krzyknęła z bólu, jednak nikt nie mógł jej usłyszeć. Później była już tylko ciemność.

Kerr obudziła się, a każdy skrawek jej ciała stanowił osobną, okropnie bolącą ranę. Została przywiązana do krzesła w pomieszczeniu, które było wypełnione wilgotnym powietrzem o zapachu pleśni. Ciemność, która tam panowała, była rozpraszana tylko przez żarówkę, oświetlającą blondynkę. Jej ładne rysy twarzy zniekształcał niewyobrażalny ból; powstały głównie przez ranę na lewym ramieniu i głowie. Nie tylko to powodowało, że Kirsten krzywiła się – oprócz rzeczywistego bólu dochodził także ten wpływający do jej umysłu, który był wysyłany przez Złego.
-          O, obudziła się nasza królewna. – mówienie przychodziło mu z pewnym trudem. Nie doczekał się żadnej odpowiedzi, więc kontynuował: – Kto jest Tajemniczym?
-          Nie wiem – rzekła zachrypniętym głosem. Głowę opuściła w dół, włosy zasłaniały jej twarz.
-          Słoneczko, przecież wiem, że się domyślasz. Jesteś tak samo… – przerwał, biorąc głęboki wdech; nie potrafił zbyt długo mówić w tej postaci, która siała strach – …bystra, jak ta cała Delilah. Tylko powiedz mi: kto to jest?
-          Nie wiem – powtórzyła. Nawet się nie domyślała, kim był Tajemniczy, nie mogła więc nic powiedzieć.
-          Umiem czytać w myślach – charczał. Ciężko oddychał, mówienie sprawiało coraz większą trudność. – Ale nie będę tracił mocy na coś tak idiotycznego, skoro… – znów musiał przerwać - …mam ciebie. Po odpowiedniej dawce  bólu wyśpiewasz mi wszystko. Jest mi niewygodnie. Dlatego się przemienię, słoneczko – dodał.  
Po chwili przed Kerr stanęła ludzka postać Złego. Odwrócił się do niej tyłem, więc nie zdążyła spojrzeć na jego twarz. Słyszała jego kroki, później donośne skrzypnięcie, które prawdopodobnie oznaczało otworzenie jakiejś szafki.
-          Albo mi powiesz, kim jest ten Tajemniczy, albo… ups, przepraszam! – z małej, papierowej torby na rozorane ramię wysypało się trochę soli. Dziewczyna zawyła z bólu i mocno zagryzła wargi. Nie spodziewała się tego, kim jest Zły.

***
Dominic pojawił się w domu Delilah, nie wiedząc, co się z nią dzieje. W gruncie rzeczy nie mógł i nie powinien mieć o tym pojęcia, głównie dlatego, że dziewczyna od kilku dni do szkoły chodziła w kratkę, wciąż niepokojąc bladą jak ściana twarzą. Chwilę po tym, gdy wszedł do pokoju nastolatki, pożałował tego, że w ogóle się tu pojawił.
To, co ujrzał, przeraziło go. Zawsze żwawa, chętna do pomocy i pomysłowa dziewczyna teraz siedziała biała niczym kreda na łóżku, opierając się o ścianę. Kolana podciągnęła pod brodę, mrucząc coś cicho pod nosem.
Wyglądało na to, że się poddała, że nie chce już walczyć ze Złym; jednak to było mylne wrażenie. Wieści o tym, że Kirsten poszła sama do szkoły, zdenerwowały Delilah; już przeczuwała, co się stanie. Nie mogła znieść myśli, że jej przyjaciółka przez nią cierpi i nie może się stamtąd wydostać. Kompletnie nie miała pomysłu, co może zrobić, by wyplątać Kerr z kłopotów.
Dominic cicho przysiadł obok dziewczyny, obejmując ją ramieniem w taki sposób, jak gdyby bał się, że Delilah mu ucieknie.
-                Cześć – powitał ją.
-                Witaj – odparła mu całkiem beznamiętnie.
-                Wiem, co się z tobą dzieje. To znaczy, to nie tak – zaprzeczył sam sobie, widząc zaszokowane spojrzenie brunetki. – Chodzi o to, że wiem, kto jest Złym.
-                A znasz Tajemniczego? – cichym głosem spytała dziewczyna.
-                Nie znam go, nie mogę ci w ten sposób pomóc. Ale wiem, że Złym jest… Brian.
-                On?! To niemożliwe – zaśmiała się brunetka. – Oj, Dominic, Dominic. Nie wiem, skąd o mnie wiesz i nie wiem, dlaczego przyjęłam to tak spokojnie, może dlatego, że w moim sercu pojawił się cień nadziei. Ale że Brian… Proszę cię, nie rób sobie żartów z tak poważnego tematu.
-                Ale to naprawdę on! Musisz mi uwierzyć! – złapał ją za ramiona i potrząsnął lekko. Nie widział możliwości, żeby mu nie uwierzyła: to byłaby klęska.
-                I czemu mam ci uwierzyć?
-                Bo jestem wysłannikiem Tajemniczego.
Powoli do Delilah zaczęło docierać to, co powiedział jej przyjaciel. Nie chciała wierzyć w to, że spotykała się przez pewien czas ze Złem i nawet tego nie wykryła. Nie sądziła, że tylko pozornie jest jej rówieśnikiem. Nie do uwierzenia było także to, że ten na co dzień niezbyt miły chłopak jest zdolny do takich okrutnych czynów. Mimo wszystko nie był to przecież człowiek, ale demon, który zabijał bez skrupułów, chcąc doprowadzić do tego do wzrostu swojej siły, a ludzie z czasem staliby się jego nędznymi sługami, których w wolnej chwili, dla własnej rozrywki, mógł po prostu zmieść z powierzchni ziemi. Do tego nie należało dopuścić; trzeba było to zakończyć. Raz na zawsze.
Nagle zerwał się silny wiatr, okno otworzyło się z hukiem, a tuż po tym wprost w dłonie Del wpadła mała karteczka z napisem:
„Ulica Cieni, dom z numerem dwanaście, piwnica. Bądź za godzinę, albo twoja przyjaciółka zginie. Buziaki, Zły”.
-          Cholera! – krzyknęła. – Muszę tam być! – zbiegła do piwnicy, ignorując obecność Dominica.
Przemieniona w tygrysa pobiegła ratować swoją przyjaciółkę.
Na przekór własnemu życiu.
Na przekór sobie.

*

Im bardziej dociera do mnie, że to końcówka tego opowiadania, tym bardziej jest mi smutno z tego powodu. Przywiązałam się do tych postaci i naprawdę jest mi trudno się z nimi pożegnać. Ale jeszcze jeden rozdział i epilog... chętnie ciągnęłabym to w nieskończoność, ale nie mogę. Niestety.

I co sądzicie o tym, że to Brian jest Złym? ;>
W sumie nie wiem co mam na ten temat powiedzieć, po prostu mam nadzieję, że Was zaskoczyłam, drodzy Czytelnicy. Dziękuję, że jesteście.
Pozdrawiam.

PS: Zapraszam na mojego drugiego, gdzie znajdziecie mnie w opowiadaniu obyczajowym. :)

22.10.2012

Osiemnaście


Droga Delilah.
Pewnie jeszcze nie wiesz, kto pisze, ale imienia i nazwiska Ci nie podam… Po prostu Tajemniczy.
Mamy kłopoty i to duże. Zauważyłaś zapewne, że Zło rośnie w siłę, a my mamy coraz większe problemy z opanowaniem tego żywiołu. Twoja przyjaciółka, Kirsten… Wmieszałaś ją w to, co było dobrą decyzją. Nie będzie problemu z tym, żeby zamieszkała u Ciebie, rozmawiałem z jej mamą; nie pamięta tej rozmowy, zmanipulowałem ją tak, by myślała, że jej córka wyjechała na wymianę uczniów z liceów z Shadow Town i Mightes. Wiem, że to dość głupie wytłumaczenie, ale na nic innego nie wpadłem. Powiedziałem jej także, że po rzeczy dla Kerr wpadniesz Ty, bo niedługo jedziesz do swojej babci, która mieszka w Mightes.
Ostatnio w ogóle nie myślisz o sobie; nic dziwnego, bo mnie również brakuje na to czasu, ale pewne sprawy musisz rozwiązać. Nie zamierzam wspominać jakie i w jaki sposób, ale Ty wiesz, co masz zrobić.
Poza tym przydałoby się, żeby Twoja mama wiedziała, w co się pakujesz. Z pewnością będzie temu przeciwna, ale ja Cię znam i wiem, że nie odpuścisz, jednak z czasem… wypady na ulicę Cieni staną się bezsensowne. Wiem, z czego Zło czerpie siłę; ostatnio natknęło się na pewną księgę po swoim przodku i zrozumiało, że im bardziej boją się go ludzie, tym silniejszy będzie, a tworząc owe napisy sieje lęk, bo nawet jeśli policjanci będą chcieli zachować wszystko „dla dobra śledztwa”, ludzie będą gadać i rozprzestrzeniać plotki.
Tymczasem Kirsten niech trzyma się zawsze blisko Ciebie… W różnych przypadkach w pobliżu będę ja. Czuję, że ta dziewczyna może mieć spory wpływ na naszą przyszłość. Domyślam się, że chcesz wiedzieć, co ze związkiem jej i Chrisa; niech się spotykają, ale tylko w Twoim domu, albo w Twoim towarzystwie. Tak, Chrisowi wyda się to dziwne, ale on naprawdę kocha Kirsten, tak samo jak ona jego, więc pod jego blond czupryną znajdzie się miejsce na zrozumienie tego, że Kerr zatrzymała się u Ciebie.
Wszystko wyjaśni się, gdy już Go zniszczymy.
Ach, napiszę Ci o jeszcze jednej sprawie… Mia Sletter naprawdę została zgwałcona przez Patrica Monate, nie pogodziła się z tą sytuacją i zaczęła myśleć mało racjonalnie, strasznie masochistycznie, nawet znęcała się nad sobą psychicznie. Pewnie wyszłaby na prostą, gdyby nie przechadzka ulicą Cieni – tam w jej myśli wkradł się Zły i podsunął jej pomysł skoczenia z tego wieżowca, w którym ostatnio chciał zabić Cię nasz wróg. Przykre jest to, że osoby słabe psychicznie są bardziej narażone na śmierć niż te, które nie wierzą w spełnianie się obietnic napisanych krwią. Zatem nie bój się, Ty dasz radę, ale nie wspominaj o tym liście swojej przyjaciółce, po prostu staraj się pozbawić ją strachu.
Dziękuję za to, że nauczyłaś mnie wielu rzeczy.
W tym kochać.
Twój Tajemniczy.

Serce Delilah zabiło mocniej. Przeczytała list kilka razy, będąc w duchu wdzięczną za wszystko, przede wszystkim za danie jej nadziei. Czuła się niepoważnie, bo największą uwagę zwróciła na słowa „w tym kochać”, a przecież ważniejsza była reszta listu. Czyli jednak… jej marzenie się spełniło, Tajemniczy ją pokochał!
Ale poza tym… Dwudziesty października, to nie tak powinno być. Przecież Zło wcale nie miało dużo czasu na rozsianie strachu, a tak bardzo urosło w siłę. To nie miało sensu, ale tak przecież było…
Del zaczęła porządkować w swojej głowie wszystko to, co miała do zrobienia. Nie wiedziała, jak ma się zachować, bo z jednej strony musiała pilnować swojej głowy i sygnałów z ulicy Cieni, ale z drugiej usiłowała w jakiś sposób normalnie żyć. W związku z tym myślała o zerwaniu z Prescottem, a także o szczerej i długiej rozmowie z mamą. No i jeszcze o planie sprawdzenia, czy to Matt nie jest złem.
Naglę Delilah oświeciło: Ginna nie mogła być Złem. W końcu Tajemniczy napisał w swoim „gdy już Go zniszczymy”, co ewidentnie wskazywało na to, że ich wrogiem jest mężczyzna.

***
-     Dzień dobry – Del powitała Matta w sobotni poranek tuż przy drzwiach. Plan upewnienia się czy to on jest Złym był dość niepewny; nie wszystko mogło pójść tak, jak dziewczyna się tego spodziewała. Siedząc u nich nie mógł zaatakować, ale to, że na ulicy Cieni będzie panowała cisza, nie należało do dowodów niepodważalnych. – Mama za chwilkę zejdzie – uśmiechnęła się do mężczyzny.
-     Cześć. – łagodne, niebieskie oczy śmiały się do dziewczyny.
Partner Katie ubrany był nader oficjalnie, w garnitur i krawat; w jednej ręce trzymał wielki bukiet czerwonych róż, a w drugiej trzymał torbę z czymś pomarańczowym w środku. Brązowe włosy wysokiego trzydziestoośmiolatka wyglądały niczym z reklamy szamponu.
Delilah wprowadziła Matta do salonu, a sama poszła na chwilę do swojego pokoju. Uśmiechnęła się do Kirsten pokrzepiająco, nie wiedząc, co ma o wszystkim myśleć. Po krótkiej wymianie zdań dotyczącej oficjalnego stroju mężczyzny, zeszła z powrotem do pary zakochanych i usiadła przy stole.
Matt po zjedzeniu i pochwaleniu pysznego dania przygotowanego przez Katie nagle uklęknął przed nią.
-            Zechcesz zostać moją żoną? – zapytał, z nabożną czcią trzymając pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym w jednej ręce. W oczach Kat pojawiły się łzy wzruszenia i łamiącym się głosem odparła:
-     Tak! Zechcę…
Oczy Delilah też się zaszkliły, ale w głowie kołatała się jedna myśl: A co, jeśli to rzeczywiście on jest Złym? W tym samym momencie jej wątpliwości znikły, bo w głowie pojawił się alarm. Nie wiedziała, jak ma się zachować, więc szybko rzuciła:
-            Przepraszam. Muszę… - nie dokończyła, po prostu wbiegła do piwnicy i przemieniła się w tygrysa.
Parę godzin później przechadzający się ulicami Shadow Town ludzie mogli zobaczyć idącą do domu, niepozorną nastolatkę, z osmoloną dymem twarzą, po której spływały łzy. Podarte ubrania nie wyglądały najlepiej, toteż mieszkańcy miasta odsuwali się nieznacznie, gdy młoda osoba pojawiała się koło nich.
Gdy Delilah już była przy domu, tuż przed jej nosem spadła koperta, zrzucona prawdopodobnie przez kruka, krążącego nad jej głową. Schyliła się niezdarnie, nie zwracając uwagi na stojący na podjeździe samochód Matta. Wzięła w ręce kopertę, nie patrząc na podpis; wyczuwała już od kogo ona jest. Zły.
„TWÓJ BŁĄD” – zawartość kartki nie wywarła na Delilah żadnego wrażenia. Dziewczyna zobojętniała już po tym, gdy widziała, że dla ludzi z wieżowca na ulicy Cieni nie ma żadnych szans.
-     Boże, dziecko, co ci się stało?! – wykrzyknęła Katie, wybiegając bez butów przed dom. Zaraz za nią pojawił się Matt. Odpowiedziało im milczenie; z nieba zaczęły spadać pierwsze krople.
-     Delilah, halo! Gdzie byłaś? – Zatroskany ton mężczyzny ledwo dobiegł do jej uszu. Znów nie padła żadna odpowiedź. Para patrzyła na nią zaniepokojona, tygrysica nawet nie mrugała, wyglądała niczym chora psychicznie. Delikatne loki były potargane przez wiatr; teraz już całkiem mokre ubrania powiewały niespokojnie.
Wejdź do domu – powiedział ktoś w jej myśli. Nie posłuchała; wiedziała, kto o to prosił.
Nie marnuj na mnie sił; nie warto. Nie jestem już potrzebna – odparła Tajemniczemu.
Jesteś. Zawsze byłaś i zawsze będziesz.
Nie chcę już myśleć, to dawno straciło sens. Ja też już nie mam sensu… Nie chcę czuć.
Masz sens – w jej myśli odbiło się głuche warknięcie. Wejdź do domu, nie jest ci potrzebna choroba. To, co dzieje się teraz, to początek końca. Albo naszego, albo Złego. Wejdź do tego pieprzonego domu.
Nie – odparła przekornie i odwróciła się plecami do osłupiałych Katie i Matta. – Ja tu nie wracam. Mam dosyć. Nie chcę czuć tego bólu, rozumiesz?! Nienawidzę siebie, jestem przeklęta. Jeśli nie potrafię uratować ludzi przed Złym, to po co jestem?! Oni się będą coraz bardziej bać, ponadto im więcej ofiar zbierze, tym jest silniejszy. Teraz… trudno. Radź sobie sam, mogę być w waszych oczach pieprzoną egoistką, ale nie chcę na to wszystko patrzeć.
Del zerwała się do biegu, ale przed tym powstrzymała ją silna ręka Matta, który gwałtownie nią szarpnął.
-     Nie będziesz robić niczego głupiego. Nie pozwolę ci na to – rzekł.
-     Bo co? – odpowiedziała obojętnie. – Nie jesteś żadnym pieprzonym Tajemniczym, ani moim ojcem, w ogóle jesteś tylko człowiekiem, który nie będzie mi rozkazywał.
Uspokój się.
Bo co?
Po prostu. Gdybym mógł, byłbym przy tobie. Postaraj się, Delilah, postaraj się! Wyrzuć Zło ze swoich myśli! Przecież sama byś nie myślała w ten sposób!
Dziewczyna zacisnęła powieki, pod którymi oczy poruszały się szybko w prawą i lewą stronę. Chwilowe otwarcie oczu spowodowało, że soczewki niemal z nich wyskoczyły, jednak po chwili brunetka ponownie je zamknęła. Dłonie zacisnęła w pięści i przygryzła wargi, z całych sił wytężając swoje moce. Krzyknęła, palona wielkim, wewnętrznym bólem, który za chwilę ujawnił się pod postacią tego, że Delilah zapłonęła żywym ogniem, który wcale nie powodował bólu fizycznego. Kolejny, głośny krzyk wypłynął z ust dziewczyny, po czym płomienie zgasły, a wyczerpana dziewczyna upadła na chodnik.

 ***

No cóż, nie można powiedzieć, że jestem dumna z tego rozdziału, bo nie jestem. Powoli zbliżamy się do końca, ale chyba (jeszcze) powoli.
Nie ma co - zapraszam na mojego drugiego bloga "Berenika Kaja Król. Szukając szczęścia" 

Szkoła mnie dobija, na razie czekam na wolne dni :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za dość długą nieobecność.

6.10.2012

Siedemnaście



Jasne światło pełni księżyca wdzierało się do niebieskiego pokoju Lucasa Slettera, jednak nie to obudziło chłopaka. Zerwał się z łóżka, gdy w jego umyśle powstał obraz, który widział w domu Monate’a, a obok nieżyjącego młodego mężczyzny leżała Mia, również we krwi. Nikt nie wiedział, że w sumie sen był w pewnym stopniu rozwiązaniem zagadki, ponieważ za obie śmierci odpowiadało Zło.
Lucas rozejrzał się po swoim pokoju, który był nieco rozświetlony światłem księżycowym. Chłopak wstał z łóżka, narzucił na siebie bluzę i spodnie, po czym, pchany instynktem, wyszedł z domu – musiał na swój sposób ochłonąć. To wszystko, co działo się w jego życiu… było przerażające.
Wychodząc zadrżał, bowiem ziemię spowijała mgła. Nie bał się, bo uznał, że nie ma czego. Napis na lustrze – ot, makabryczne poczucie humoru oprawcy. Brązowe oczy na wybladłej twarzy przyzwyczaiły się już do ciemności. Nawet jeśli mam zginąć, to chyba nie będzie źle… szkoda tylko mamy – pomyślał, wchodząc w tym momencie do parku.
Usłyszał jakiś szmer i odwrócił się szybko, jednak nie zauważył nic podejrzanego.
-    E tam, głupia wyobraźnia – mruknął i kopnął mały kamień, leżący pod jego nogami.
Podszedł do jedynej latarni, stojącej w małym parku w Shadow Town, jednak ta natychmiast zgasła. Przeszedł go dreszcz, a w tej samej chwili poczuł ciepły oddech na karku; poczuł, jak drobne włoski zjeżyły się. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, co może zrobić, gdyż został powalony na ziemię.
-    Zginiesz… we… mgle… - wycharczała dziwna istota i strużka śliny, wymieszanej z krwią, kapnęła na szyję Lucasa.
Chłopak wiedział, że to już koniec. Mgła jakby gęstniała, a okropny stwór, który na nim siedział i go przytrzymywał, przejechał szponami po jego klatce piersiowej, rozrywając ubrania i powodując ból. Gdy krzyknął, Zły wbił swoje pazury w język nastolatka, zacisnął i mocno pociągnął, wyrywając go. Miejsce, w którym powinien być oderwany mięsień, zamieniło się w żywą ranę, z której wyciekała krew, zalewając gardło niczemu winnemu Lucasowi, który nie mógł już ani krzyczeć, ani się bronić.
Próba zrzucenia z siebie wielkiego, monstrualnego stwora zakończyła się rozoraniem ramienia i wbiciem szponu głęboko w klatkę piersiową chłopaka, tak, by przebić mu płuco, które miało zalać się krwią. Zły szarpnął nastolatkiem, łamiąc mu rękę, a potem ugryzł w gardło, nie pijąc czerwonej cieczy, za to mocząc w niej pazury, by wydrapać napis na chodniku.
Po prostu zabił dla zabawy. I dla wypełnienia obietnicy na lustrze…

***
Raźno idąca Kirsten podśpiewywała pod nosem. Skręciła do parku, kierując się ku sklepowi, o dziwnej nazwie „UFO”. Nucenie przerodziło się w krzyk, gdy zobaczyła ciało swojego szkolnego kolegi Lucasa, a właściwie to, co z niego zostało. Rozszarpane ramię, klatka piersiowa, wszystko spowite w czerwieni. I napis, którego młoda dziewczyna wolałaby nie ujrzeć:
W ZIEMI BĘDZIESZ GRZEBANA, TYLKO GDY BĘDĘ MIAŁ NA TO OCHOTĘ, JAK CIĘ ZABIJĘ – ZOBACZYSZ POTEM” – jasnowłosą przeszły dreszcze, ale szybko wykręciła numer policji, wiedząc, że niewiele to da, a jednak musiała to zrobić. Zaraz po wykonaniu telefonu, na sztywnych nogach odeszła kawałek dalej, nie mogąc już patrzeć na makabryczną scenę i żałując, że musi brać w tym udział. Już wiedziała, że w tamtym momencie zaczyna się najgorszy rozdział jej życia, przepełniony strachem i wieloma koszmarami, jednak czuła, że będzie się bronić przed tym, co ma ją zabić. Była sparaliżowana strachem, zesztywniała i nawet nie zamykała powiek. Zacisnęła ręce w pięści, jakby gotowa walczyć, ale stała bez ruchu. Groźba, która została wypełniona na Lucasie, mogła się spełnić także na niej.
Napis był rękawicą, rzuconą w jej stronę, którą mimowolnie przyjęła. Nie oddam swojego życia tak łatwo. Nie tobie, draniu, nie za tak niską cenę. Nie będę się ciebie bać! – wykrzyczała w myśli, będąc przekonana, że Zły ją słyszy; i nie myliła się. Mimo tego on był pewien, że pójdzie mu łatwo z Kerr, dzięki czemu kolejny raz zabawi się w mrocznego poetę, zostawiając napis na miejscu kolejnej zbrodni.
Blondynka nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się na posterunku policji, pamiętała tylko, że bardzo szybko ją wypuszczono, widząc, w jakim stanie się znajduje. Cały czas szeroko otwierała oczy i patrzyła beznamiętnie na pana Blacka, który stawiał kolejne pytania, co ona kwitowała krótkimi, często monosylabicznymi odpowiedziami. Była w zbyt dużym szoku, by cokolwiek powiedzieć.
-     Jest niewinna – mruknął komendant. – Nie sądzę, by ona mogła to zrobić, do zadania takich ran potrzeba ogromnej siły. Myślę tak samo o tym chłopaku, Pollu, jednak mimo wszystko trzeba go jeszcze przesłuchać.
Blondynka, nieodstawiana do domu przez nikogo, skierowała swoje kroki do domu Delilah, która nie poszła do szkoły, bo przeczuwała coś złego. Gdy tylko usłyszała historię o tym, co zdarzyło się tego ranka, niemal krzyknęła. Kirsten wreszcie trochę się przebudziła, a po jej policzkach spłynęły łzy.
-     Ja mam być następna – łkała. – Ja nie chcę umierać, ja nie oddam się tak łatwo! Nie będę się bać! – krzyknęła i wtuliła się w Del, która czuła się trochę winna przez to, że wtajemniczyła swoją przyjaciółkę w sprawy związane ze Złym. Z drugiej strony jednak dzięki temu miały odrobinę przewagi, bo wiedziały, przed czym się chronić.
-     Nie będziesz następna, dopilnuję tego. Teraz nie powinnaś nigdzie wychodzić sama, najlepiej zamieszkaj ze mną, wtedy będziesz bezpieczna, bo roztoczę nad tobą ochronę. To chyba najlepsze wyjście. Przydałby się Tajemniczy, on by cię lepiej obronił, ale ja też będę mogła w jakiś sposób ci pomóc.
-     Ja z tobą zamieszkam, bardzo chętnie, ale nie wiem, co z moją mamą, ona się w życiu na to nie zgodzi…
-     Zgodzi się, zgodzi. Jeszcze nie wiem jak, ale to załatwię.
Listonosz, stojący przed domem Del, zatrąbił donośnie; dziewczyna poinformowała przyjaciółkę, że zaraz wróci i poszła odebrać pocztę. Dostała jakąś przesyłkę dla mamy, a także dwa listy zaadresowane do niej, tyle że dwoma różnymi charakterami pisma.
Otworzyła pierwszy.
Uważaj mała, bo stracisz wszystkie zęby, jak się nie odczepisz od Briana. Nie radziłabym ci (z małej litery, by okazać brak szacunku) dalej się z nim spotykać, jeśli ci twoje normalne życie miłe. Jeśli nie, to proszę bardzo… zniszczę wszystko, twoje marzenia, plany. Będziesz się musiała wyprowadzić, bo w ST znienawidzą cię wszyscy, niekoniecznie za coś, co zrobiłaś właśnie ty… Sądzisz, że możesz bezkarnie spotykać się z MOIM chłopakiem?! Mylisz się! Odczepisz się od niego szybciej, niż myślisz, a jeśli nie, to pożałujesz.
Z poważaniem, lecz bez wyrazów szacunku
Ginna Lee.
PS: Uważaj na siebie, albo uciekaj…
Delilah zadrżała, słowa o tym, że ludzie znienawidzą ją za coś, czego nie zrobiła ona, przywiodły jej na myśl zbrodnie, które ostatnio popełniono w Shadow Town. Czy to możliwe, żeby… Ginna była Złem?! Może to ona zabijała, a teraz chciała, by ludzie myśleli, że to wszystko sprawka Del?
Nie, to głupie. Fanatyczka Briana, zabijająca tylko po to, żeby mnie odpędzić od faceta? Proszę cię, pomyśl trochę – rzuciła do siebie w myśli i otworzyła kolejną kopertę, ze znanym jej już pismem na kolejnej walentynce.
„UWAŻAJ NA SIEBIE” – głosił ogromny napis. Nie było podpisu, bo brunetka wiedziała kto, albo raczej co, wysłało tę kartkę. Przeraziło ją to, że w liście rówieśniczki były te same słowa…  
-     Czyli co? Mamy dwóch podejrzanych, Matta i Ginnę? – zapytała w dalszym ciągu przerażona Kirsten, kiedy przyjaciółka pokazała jej listy.
-         Tak… A konkretniej ja mam. Kerr, ja już nie chcę cię w to wplątywać. Teraz już będę cię chronić przez Złem, ale proszę, nie udzielaj się. Żałowałabym najbardziej, gdybyś, będąc mi tak bardzo bliska, zginęła, ponieważ pomagasz w walce z ciemnymi mocami. Więc zamieszkaj ze mną, ale zapomnij o tym, że jestem tygrysem…
-         Nie zapomnę, Delilah! Nie mogę. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i nie zostawię cię z tym samej. Owszem, boję się o moje życie, ale tak samo jak ty czuję się odpowiedzialna za to, co się dzieje, więc nie mów mi, że nie chcesz mnie w to dalej wplątywać, bo teraz już musisz! – Blondynka postawiła twardo na swoim i nie dopuściła pytania Del do swoich uszu: – Tak, na pewno tego chcę. – przytuliła się do dziewczyny, będąc wreszcie sobą.

***

 Z dedykacją dla Aivalar. Dzięki za to, że jesteś ;*

Taak, to ta siedemnastka. Podoba mi się. I mówię to szczerze. 
Rozdział byłby dwie godziny wcześniej, gdyby nie...
Zapraszam tam serdecznie! ;)

Pozdrawiam.