22.10.2012

Osiemnaście


Droga Delilah.
Pewnie jeszcze nie wiesz, kto pisze, ale imienia i nazwiska Ci nie podam… Po prostu Tajemniczy.
Mamy kłopoty i to duże. Zauważyłaś zapewne, że Zło rośnie w siłę, a my mamy coraz większe problemy z opanowaniem tego żywiołu. Twoja przyjaciółka, Kirsten… Wmieszałaś ją w to, co było dobrą decyzją. Nie będzie problemu z tym, żeby zamieszkała u Ciebie, rozmawiałem z jej mamą; nie pamięta tej rozmowy, zmanipulowałem ją tak, by myślała, że jej córka wyjechała na wymianę uczniów z liceów z Shadow Town i Mightes. Wiem, że to dość głupie wytłumaczenie, ale na nic innego nie wpadłem. Powiedziałem jej także, że po rzeczy dla Kerr wpadniesz Ty, bo niedługo jedziesz do swojej babci, która mieszka w Mightes.
Ostatnio w ogóle nie myślisz o sobie; nic dziwnego, bo mnie również brakuje na to czasu, ale pewne sprawy musisz rozwiązać. Nie zamierzam wspominać jakie i w jaki sposób, ale Ty wiesz, co masz zrobić.
Poza tym przydałoby się, żeby Twoja mama wiedziała, w co się pakujesz. Z pewnością będzie temu przeciwna, ale ja Cię znam i wiem, że nie odpuścisz, jednak z czasem… wypady na ulicę Cieni staną się bezsensowne. Wiem, z czego Zło czerpie siłę; ostatnio natknęło się na pewną księgę po swoim przodku i zrozumiało, że im bardziej boją się go ludzie, tym silniejszy będzie, a tworząc owe napisy sieje lęk, bo nawet jeśli policjanci będą chcieli zachować wszystko „dla dobra śledztwa”, ludzie będą gadać i rozprzestrzeniać plotki.
Tymczasem Kirsten niech trzyma się zawsze blisko Ciebie… W różnych przypadkach w pobliżu będę ja. Czuję, że ta dziewczyna może mieć spory wpływ na naszą przyszłość. Domyślam się, że chcesz wiedzieć, co ze związkiem jej i Chrisa; niech się spotykają, ale tylko w Twoim domu, albo w Twoim towarzystwie. Tak, Chrisowi wyda się to dziwne, ale on naprawdę kocha Kirsten, tak samo jak ona jego, więc pod jego blond czupryną znajdzie się miejsce na zrozumienie tego, że Kerr zatrzymała się u Ciebie.
Wszystko wyjaśni się, gdy już Go zniszczymy.
Ach, napiszę Ci o jeszcze jednej sprawie… Mia Sletter naprawdę została zgwałcona przez Patrica Monate, nie pogodziła się z tą sytuacją i zaczęła myśleć mało racjonalnie, strasznie masochistycznie, nawet znęcała się nad sobą psychicznie. Pewnie wyszłaby na prostą, gdyby nie przechadzka ulicą Cieni – tam w jej myśli wkradł się Zły i podsunął jej pomysł skoczenia z tego wieżowca, w którym ostatnio chciał zabić Cię nasz wróg. Przykre jest to, że osoby słabe psychicznie są bardziej narażone na śmierć niż te, które nie wierzą w spełnianie się obietnic napisanych krwią. Zatem nie bój się, Ty dasz radę, ale nie wspominaj o tym liście swojej przyjaciółce, po prostu staraj się pozbawić ją strachu.
Dziękuję za to, że nauczyłaś mnie wielu rzeczy.
W tym kochać.
Twój Tajemniczy.

Serce Delilah zabiło mocniej. Przeczytała list kilka razy, będąc w duchu wdzięczną za wszystko, przede wszystkim za danie jej nadziei. Czuła się niepoważnie, bo największą uwagę zwróciła na słowa „w tym kochać”, a przecież ważniejsza była reszta listu. Czyli jednak… jej marzenie się spełniło, Tajemniczy ją pokochał!
Ale poza tym… Dwudziesty października, to nie tak powinno być. Przecież Zło wcale nie miało dużo czasu na rozsianie strachu, a tak bardzo urosło w siłę. To nie miało sensu, ale tak przecież było…
Del zaczęła porządkować w swojej głowie wszystko to, co miała do zrobienia. Nie wiedziała, jak ma się zachować, bo z jednej strony musiała pilnować swojej głowy i sygnałów z ulicy Cieni, ale z drugiej usiłowała w jakiś sposób normalnie żyć. W związku z tym myślała o zerwaniu z Prescottem, a także o szczerej i długiej rozmowie z mamą. No i jeszcze o planie sprawdzenia, czy to Matt nie jest złem.
Naglę Delilah oświeciło: Ginna nie mogła być Złem. W końcu Tajemniczy napisał w swoim „gdy już Go zniszczymy”, co ewidentnie wskazywało na to, że ich wrogiem jest mężczyzna.

***
-     Dzień dobry – Del powitała Matta w sobotni poranek tuż przy drzwiach. Plan upewnienia się czy to on jest Złym był dość niepewny; nie wszystko mogło pójść tak, jak dziewczyna się tego spodziewała. Siedząc u nich nie mógł zaatakować, ale to, że na ulicy Cieni będzie panowała cisza, nie należało do dowodów niepodważalnych. – Mama za chwilkę zejdzie – uśmiechnęła się do mężczyzny.
-     Cześć. – łagodne, niebieskie oczy śmiały się do dziewczyny.
Partner Katie ubrany był nader oficjalnie, w garnitur i krawat; w jednej ręce trzymał wielki bukiet czerwonych róż, a w drugiej trzymał torbę z czymś pomarańczowym w środku. Brązowe włosy wysokiego trzydziestoośmiolatka wyglądały niczym z reklamy szamponu.
Delilah wprowadziła Matta do salonu, a sama poszła na chwilę do swojego pokoju. Uśmiechnęła się do Kirsten pokrzepiająco, nie wiedząc, co ma o wszystkim myśleć. Po krótkiej wymianie zdań dotyczącej oficjalnego stroju mężczyzny, zeszła z powrotem do pary zakochanych i usiadła przy stole.
Matt po zjedzeniu i pochwaleniu pysznego dania przygotowanego przez Katie nagle uklęknął przed nią.
-            Zechcesz zostać moją żoną? – zapytał, z nabożną czcią trzymając pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym w jednej ręce. W oczach Kat pojawiły się łzy wzruszenia i łamiącym się głosem odparła:
-     Tak! Zechcę…
Oczy Delilah też się zaszkliły, ale w głowie kołatała się jedna myśl: A co, jeśli to rzeczywiście on jest Złym? W tym samym momencie jej wątpliwości znikły, bo w głowie pojawił się alarm. Nie wiedziała, jak ma się zachować, więc szybko rzuciła:
-            Przepraszam. Muszę… - nie dokończyła, po prostu wbiegła do piwnicy i przemieniła się w tygrysa.
Parę godzin później przechadzający się ulicami Shadow Town ludzie mogli zobaczyć idącą do domu, niepozorną nastolatkę, z osmoloną dymem twarzą, po której spływały łzy. Podarte ubrania nie wyglądały najlepiej, toteż mieszkańcy miasta odsuwali się nieznacznie, gdy młoda osoba pojawiała się koło nich.
Gdy Delilah już była przy domu, tuż przed jej nosem spadła koperta, zrzucona prawdopodobnie przez kruka, krążącego nad jej głową. Schyliła się niezdarnie, nie zwracając uwagi na stojący na podjeździe samochód Matta. Wzięła w ręce kopertę, nie patrząc na podpis; wyczuwała już od kogo ona jest. Zły.
„TWÓJ BŁĄD” – zawartość kartki nie wywarła na Delilah żadnego wrażenia. Dziewczyna zobojętniała już po tym, gdy widziała, że dla ludzi z wieżowca na ulicy Cieni nie ma żadnych szans.
-     Boże, dziecko, co ci się stało?! – wykrzyknęła Katie, wybiegając bez butów przed dom. Zaraz za nią pojawił się Matt. Odpowiedziało im milczenie; z nieba zaczęły spadać pierwsze krople.
-     Delilah, halo! Gdzie byłaś? – Zatroskany ton mężczyzny ledwo dobiegł do jej uszu. Znów nie padła żadna odpowiedź. Para patrzyła na nią zaniepokojona, tygrysica nawet nie mrugała, wyglądała niczym chora psychicznie. Delikatne loki były potargane przez wiatr; teraz już całkiem mokre ubrania powiewały niespokojnie.
Wejdź do domu – powiedział ktoś w jej myśli. Nie posłuchała; wiedziała, kto o to prosił.
Nie marnuj na mnie sił; nie warto. Nie jestem już potrzebna – odparła Tajemniczemu.
Jesteś. Zawsze byłaś i zawsze będziesz.
Nie chcę już myśleć, to dawno straciło sens. Ja też już nie mam sensu… Nie chcę czuć.
Masz sens – w jej myśli odbiło się głuche warknięcie. Wejdź do domu, nie jest ci potrzebna choroba. To, co dzieje się teraz, to początek końca. Albo naszego, albo Złego. Wejdź do tego pieprzonego domu.
Nie – odparła przekornie i odwróciła się plecami do osłupiałych Katie i Matta. – Ja tu nie wracam. Mam dosyć. Nie chcę czuć tego bólu, rozumiesz?! Nienawidzę siebie, jestem przeklęta. Jeśli nie potrafię uratować ludzi przed Złym, to po co jestem?! Oni się będą coraz bardziej bać, ponadto im więcej ofiar zbierze, tym jest silniejszy. Teraz… trudno. Radź sobie sam, mogę być w waszych oczach pieprzoną egoistką, ale nie chcę na to wszystko patrzeć.
Del zerwała się do biegu, ale przed tym powstrzymała ją silna ręka Matta, który gwałtownie nią szarpnął.
-     Nie będziesz robić niczego głupiego. Nie pozwolę ci na to – rzekł.
-     Bo co? – odpowiedziała obojętnie. – Nie jesteś żadnym pieprzonym Tajemniczym, ani moim ojcem, w ogóle jesteś tylko człowiekiem, który nie będzie mi rozkazywał.
Uspokój się.
Bo co?
Po prostu. Gdybym mógł, byłbym przy tobie. Postaraj się, Delilah, postaraj się! Wyrzuć Zło ze swoich myśli! Przecież sama byś nie myślała w ten sposób!
Dziewczyna zacisnęła powieki, pod którymi oczy poruszały się szybko w prawą i lewą stronę. Chwilowe otwarcie oczu spowodowało, że soczewki niemal z nich wyskoczyły, jednak po chwili brunetka ponownie je zamknęła. Dłonie zacisnęła w pięści i przygryzła wargi, z całych sił wytężając swoje moce. Krzyknęła, palona wielkim, wewnętrznym bólem, który za chwilę ujawnił się pod postacią tego, że Delilah zapłonęła żywym ogniem, który wcale nie powodował bólu fizycznego. Kolejny, głośny krzyk wypłynął z ust dziewczyny, po czym płomienie zgasły, a wyczerpana dziewczyna upadła na chodnik.

 ***

No cóż, nie można powiedzieć, że jestem dumna z tego rozdziału, bo nie jestem. Powoli zbliżamy się do końca, ale chyba (jeszcze) powoli.
Nie ma co - zapraszam na mojego drugiego bloga "Berenika Kaja Król. Szukając szczęścia" 

Szkoła mnie dobija, na razie czekam na wolne dni :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za dość długą nieobecność.

6.10.2012

Siedemnaście



Jasne światło pełni księżyca wdzierało się do niebieskiego pokoju Lucasa Slettera, jednak nie to obudziło chłopaka. Zerwał się z łóżka, gdy w jego umyśle powstał obraz, który widział w domu Monate’a, a obok nieżyjącego młodego mężczyzny leżała Mia, również we krwi. Nikt nie wiedział, że w sumie sen był w pewnym stopniu rozwiązaniem zagadki, ponieważ za obie śmierci odpowiadało Zło.
Lucas rozejrzał się po swoim pokoju, który był nieco rozświetlony światłem księżycowym. Chłopak wstał z łóżka, narzucił na siebie bluzę i spodnie, po czym, pchany instynktem, wyszedł z domu – musiał na swój sposób ochłonąć. To wszystko, co działo się w jego życiu… było przerażające.
Wychodząc zadrżał, bowiem ziemię spowijała mgła. Nie bał się, bo uznał, że nie ma czego. Napis na lustrze – ot, makabryczne poczucie humoru oprawcy. Brązowe oczy na wybladłej twarzy przyzwyczaiły się już do ciemności. Nawet jeśli mam zginąć, to chyba nie będzie źle… szkoda tylko mamy – pomyślał, wchodząc w tym momencie do parku.
Usłyszał jakiś szmer i odwrócił się szybko, jednak nie zauważył nic podejrzanego.
-    E tam, głupia wyobraźnia – mruknął i kopnął mały kamień, leżący pod jego nogami.
Podszedł do jedynej latarni, stojącej w małym parku w Shadow Town, jednak ta natychmiast zgasła. Przeszedł go dreszcz, a w tej samej chwili poczuł ciepły oddech na karku; poczuł, jak drobne włoski zjeżyły się. Nie zdążył nawet pomyśleć o tym, co może zrobić, gdyż został powalony na ziemię.
-    Zginiesz… we… mgle… - wycharczała dziwna istota i strużka śliny, wymieszanej z krwią, kapnęła na szyję Lucasa.
Chłopak wiedział, że to już koniec. Mgła jakby gęstniała, a okropny stwór, który na nim siedział i go przytrzymywał, przejechał szponami po jego klatce piersiowej, rozrywając ubrania i powodując ból. Gdy krzyknął, Zły wbił swoje pazury w język nastolatka, zacisnął i mocno pociągnął, wyrywając go. Miejsce, w którym powinien być oderwany mięsień, zamieniło się w żywą ranę, z której wyciekała krew, zalewając gardło niczemu winnemu Lucasowi, który nie mógł już ani krzyczeć, ani się bronić.
Próba zrzucenia z siebie wielkiego, monstrualnego stwora zakończyła się rozoraniem ramienia i wbiciem szponu głęboko w klatkę piersiową chłopaka, tak, by przebić mu płuco, które miało zalać się krwią. Zły szarpnął nastolatkiem, łamiąc mu rękę, a potem ugryzł w gardło, nie pijąc czerwonej cieczy, za to mocząc w niej pazury, by wydrapać napis na chodniku.
Po prostu zabił dla zabawy. I dla wypełnienia obietnicy na lustrze…

***
Raźno idąca Kirsten podśpiewywała pod nosem. Skręciła do parku, kierując się ku sklepowi, o dziwnej nazwie „UFO”. Nucenie przerodziło się w krzyk, gdy zobaczyła ciało swojego szkolnego kolegi Lucasa, a właściwie to, co z niego zostało. Rozszarpane ramię, klatka piersiowa, wszystko spowite w czerwieni. I napis, którego młoda dziewczyna wolałaby nie ujrzeć:
W ZIEMI BĘDZIESZ GRZEBANA, TYLKO GDY BĘDĘ MIAŁ NA TO OCHOTĘ, JAK CIĘ ZABIJĘ – ZOBACZYSZ POTEM” – jasnowłosą przeszły dreszcze, ale szybko wykręciła numer policji, wiedząc, że niewiele to da, a jednak musiała to zrobić. Zaraz po wykonaniu telefonu, na sztywnych nogach odeszła kawałek dalej, nie mogąc już patrzeć na makabryczną scenę i żałując, że musi brać w tym udział. Już wiedziała, że w tamtym momencie zaczyna się najgorszy rozdział jej życia, przepełniony strachem i wieloma koszmarami, jednak czuła, że będzie się bronić przed tym, co ma ją zabić. Była sparaliżowana strachem, zesztywniała i nawet nie zamykała powiek. Zacisnęła ręce w pięści, jakby gotowa walczyć, ale stała bez ruchu. Groźba, która została wypełniona na Lucasie, mogła się spełnić także na niej.
Napis był rękawicą, rzuconą w jej stronę, którą mimowolnie przyjęła. Nie oddam swojego życia tak łatwo. Nie tobie, draniu, nie za tak niską cenę. Nie będę się ciebie bać! – wykrzyczała w myśli, będąc przekonana, że Zły ją słyszy; i nie myliła się. Mimo tego on był pewien, że pójdzie mu łatwo z Kerr, dzięki czemu kolejny raz zabawi się w mrocznego poetę, zostawiając napis na miejscu kolejnej zbrodni.
Blondynka nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się na posterunku policji, pamiętała tylko, że bardzo szybko ją wypuszczono, widząc, w jakim stanie się znajduje. Cały czas szeroko otwierała oczy i patrzyła beznamiętnie na pana Blacka, który stawiał kolejne pytania, co ona kwitowała krótkimi, często monosylabicznymi odpowiedziami. Była w zbyt dużym szoku, by cokolwiek powiedzieć.
-     Jest niewinna – mruknął komendant. – Nie sądzę, by ona mogła to zrobić, do zadania takich ran potrzeba ogromnej siły. Myślę tak samo o tym chłopaku, Pollu, jednak mimo wszystko trzeba go jeszcze przesłuchać.
Blondynka, nieodstawiana do domu przez nikogo, skierowała swoje kroki do domu Delilah, która nie poszła do szkoły, bo przeczuwała coś złego. Gdy tylko usłyszała historię o tym, co zdarzyło się tego ranka, niemal krzyknęła. Kirsten wreszcie trochę się przebudziła, a po jej policzkach spłynęły łzy.
-     Ja mam być następna – łkała. – Ja nie chcę umierać, ja nie oddam się tak łatwo! Nie będę się bać! – krzyknęła i wtuliła się w Del, która czuła się trochę winna przez to, że wtajemniczyła swoją przyjaciółkę w sprawy związane ze Złym. Z drugiej strony jednak dzięki temu miały odrobinę przewagi, bo wiedziały, przed czym się chronić.
-     Nie będziesz następna, dopilnuję tego. Teraz nie powinnaś nigdzie wychodzić sama, najlepiej zamieszkaj ze mną, wtedy będziesz bezpieczna, bo roztoczę nad tobą ochronę. To chyba najlepsze wyjście. Przydałby się Tajemniczy, on by cię lepiej obronił, ale ja też będę mogła w jakiś sposób ci pomóc.
-     Ja z tobą zamieszkam, bardzo chętnie, ale nie wiem, co z moją mamą, ona się w życiu na to nie zgodzi…
-     Zgodzi się, zgodzi. Jeszcze nie wiem jak, ale to załatwię.
Listonosz, stojący przed domem Del, zatrąbił donośnie; dziewczyna poinformowała przyjaciółkę, że zaraz wróci i poszła odebrać pocztę. Dostała jakąś przesyłkę dla mamy, a także dwa listy zaadresowane do niej, tyle że dwoma różnymi charakterami pisma.
Otworzyła pierwszy.
Uważaj mała, bo stracisz wszystkie zęby, jak się nie odczepisz od Briana. Nie radziłabym ci (z małej litery, by okazać brak szacunku) dalej się z nim spotykać, jeśli ci twoje normalne życie miłe. Jeśli nie, to proszę bardzo… zniszczę wszystko, twoje marzenia, plany. Będziesz się musiała wyprowadzić, bo w ST znienawidzą cię wszyscy, niekoniecznie za coś, co zrobiłaś właśnie ty… Sądzisz, że możesz bezkarnie spotykać się z MOIM chłopakiem?! Mylisz się! Odczepisz się od niego szybciej, niż myślisz, a jeśli nie, to pożałujesz.
Z poważaniem, lecz bez wyrazów szacunku
Ginna Lee.
PS: Uważaj na siebie, albo uciekaj…
Delilah zadrżała, słowa o tym, że ludzie znienawidzą ją za coś, czego nie zrobiła ona, przywiodły jej na myśl zbrodnie, które ostatnio popełniono w Shadow Town. Czy to możliwe, żeby… Ginna była Złem?! Może to ona zabijała, a teraz chciała, by ludzie myśleli, że to wszystko sprawka Del?
Nie, to głupie. Fanatyczka Briana, zabijająca tylko po to, żeby mnie odpędzić od faceta? Proszę cię, pomyśl trochę – rzuciła do siebie w myśli i otworzyła kolejną kopertę, ze znanym jej już pismem na kolejnej walentynce.
„UWAŻAJ NA SIEBIE” – głosił ogromny napis. Nie było podpisu, bo brunetka wiedziała kto, albo raczej co, wysłało tę kartkę. Przeraziło ją to, że w liście rówieśniczki były te same słowa…  
-     Czyli co? Mamy dwóch podejrzanych, Matta i Ginnę? – zapytała w dalszym ciągu przerażona Kirsten, kiedy przyjaciółka pokazała jej listy.
-         Tak… A konkretniej ja mam. Kerr, ja już nie chcę cię w to wplątywać. Teraz już będę cię chronić przez Złem, ale proszę, nie udzielaj się. Żałowałabym najbardziej, gdybyś, będąc mi tak bardzo bliska, zginęła, ponieważ pomagasz w walce z ciemnymi mocami. Więc zamieszkaj ze mną, ale zapomnij o tym, że jestem tygrysem…
-         Nie zapomnę, Delilah! Nie mogę. Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i nie zostawię cię z tym samej. Owszem, boję się o moje życie, ale tak samo jak ty czuję się odpowiedzialna za to, co się dzieje, więc nie mów mi, że nie chcesz mnie w to dalej wplątywać, bo teraz już musisz! – Blondynka postawiła twardo na swoim i nie dopuściła pytania Del do swoich uszu: – Tak, na pewno tego chcę. – przytuliła się do dziewczyny, będąc wreszcie sobą.

***

 Z dedykacją dla Aivalar. Dzięki za to, że jesteś ;*

Taak, to ta siedemnastka. Podoba mi się. I mówię to szczerze. 
Rozdział byłby dwie godziny wcześniej, gdyby nie...
Zapraszam tam serdecznie! ;)

Pozdrawiam.