Poniedziałek…
Ach! Świeże powietrze, cudowny dzień! Słońce nie przebijało się przez chmury,
pogoda była zła, ale i tak osiemnasty września w sercu Delilah jawił się jasnym
kawałkiem kalendarza. Powrót mocy tak ją ucieszył, że prawie zapomniała o
kartce, którą dostała niedawno.
Przez
wszystkie lekcje znosiła lustrujące ją spojrzenia przyjaciółki. Mimo tego, że
decyzja o zdradzeniu tajemnicy nieco ją gniotła, to miała nadzieję, że Kirsten
zrozumie. Była tego prawie pewna, jednak istniała także taka opcja, że
blondynka, gdy zobaczy czym jest Del, ucieknie z krzykiem. W końcu może jej
zrobić krzywdę.
Oby
zrozumiała.
Minęła
połowa angielskiego. Nauczycielka tłumaczyła coś, co chwila pytając uczniów,
czy rozumieją. Pani Jessica Wayford była naprawdę miłą osobą, miała płaczliwy,
piskliwy głosik i patrzyła na uczniów tak, jakby się ich bała. W każdej prośbie
słychać było „bardzo proszę” i jakby strach przed tym, że uczniowie odpowiedzą
„Nie! Wypchaj się!”. Anglistka zaledwie przekroczyła trzydziestkę, miała męża
starszego od niej o siedem lat. Uczniowie domyślali się, jak musi być jej
ciężko; mimo skrupulatnego makijażu i długich bluzek zakrywających ramiona,
czasami mimo wszystko widoczne były sińce. Gregory Wayford był alkoholikiem,
wszyscy o tym wiedzieli, chociaż nikt nie mówił tego zbyt głośno.
Może
właśnie dlatego uczniowie pokochali delikatną nauczycielkę. Nie była to litość,
po prostu jakaś chęć pomocy dla tej dobrej kobiety. Bo bez wątpienia była
cudowną osobą, pokrzywdzoną przez los w postaci okrutnego męża.
Delilah
złapała ciekawskie spojrzenie Dominica i uśmiechnęła się do niego, co niezbyt
spodobało się Brianowi. Spojrzał z zawiścią na bruneta i ścisnął w ręce ołówek.
***
„Dlaczego,
do cholery, ze wszystkich chłopaków na świecie musiałam się zakochać w
nałogowym podrywaczu i chamie?! I dlaczego nie mogę go mieć? Przecież każdego
innego łatwo zdobywałam.
Jeszcze
w sobotę mnie chciał.
Mnie?!
Nie. Moje ciało, mój tyłek, moje piersi. Nie mnie. To takie denerwujące, że
podobam się tylko ze względu na zewnętrzną powłokę.
Chciałabym
być taka jak Kerr Smith… Ona nie jest aż taka piękna, ale ma to coś. No i do
tego jest miła, sympatyczna i zawsze chętna do pomocy. Chris – ten słodziak,
ale nie na tyle cudowny, żeby mi się spodobać – wodzi za nią spojrzeniem jak
psiak, ale nie chodzi mu o jej ciało. No, może odrobinę… Ale mimo wszystko
widać, że w sercu ma jej umysł, mowę, gest. Ma w sercu „to coś”.
Wiem,
że z tego związku będzie ślub. A jeśli nie, to chociaż parę cudownych,
niebiańskich lat. To na pewno prawdziwa miłość.
A
ten dupek, którego kocham? W życiu nie zwróci uwagi na mój umysł.
Jeszcze tak nastraszę tę jego Delilah, że ucieknie z płaczem” – snuła myśli Ginna Lee, wpatrując się w proste plecy dziewczyny Briana.
Jeszcze tak nastraszę tę jego Delilah, że ucieknie z płaczem” – snuła myśli Ginna Lee, wpatrując się w proste plecy dziewczyny Briana.
***
Lekcje
dłużyły się niemiłosiernie, powrót do domu też wydawał się trwać godzinami, nie
kilkunastoma minutami przeżywanymi codziennie. Wszystko ciążyło bardziej,
sekret też. Najlepiej byłoby wyjawić już wszystko przyjaciółce. Już mieć to za
sobą, tak, to byłoby to. Dopiero teraz Delilah zorientowała się, jakim ciężarem
była ta tajemnica, chociaż dobrze wiedziała, czemu jej nie wyjawiała… Przecież
wszystko mogłoby skończyć się brakiem zaufania i powiadomieniem o darze jeszcze
kilku osób. Teraz już nie było wyjścia, mimo pewności, że Kirsten zrozumie, w
sercu brunetki czaił się cień. Bała się tego, co powie dziewczyna…
Ale
przecież pomarańczowe oczy zrozumiała. Zaufała. Dzisiaj w szkole nie męczyła
pytaniami, tylko w jej spojrzeniu można było wyłowić coś jeszcze. Ciekawość,
zainteresowanie. Czekanie.
Del
zaprosiła Kerr w godzinach wieczornych, poza tym miała jeszcze dzwonić. Z
napięciem czekała na godzinę szesnastą dziewięć. Ostatnio Zło dało przecież
sygnał, że jest w pobliżu. Że czyha i liczy na słabość. Tygrysica czerpała moc
ze wszystkiego. Każdy gniew lub inną silną emocję traktowała jak energię do
akumulatora, żeby się naładować, żeby dać sobie radę.
Obawiała
się, że Zło zaatakuje ostatecznie, całymi swoimi siłami, że teraz ona już nie
da sobie rady, nawet z drugim tygrysem. Myliła się, poniedziałek nie był na
tyle straszny. Nie było żadnej akcji, dziewczyna nie musiała wychodzić z domu.
I to ją zmartwiło jeszcze bardziej; czuła, że Zło gromadzi swoje siły. Że czeka,
by zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Ostatnio było coraz mocniejsze,
powodowało ogromne katastrofy i pochłaniało mnóstwo ofiar, a pomoc tygrysów
była tylko kroplą w morzu potrzeb.
Delilah siedziała jak na szpilkach.
-
Na kogo czekasz?
-
Skąd wiesz, że czekam? – zapytała z niedowierzaniem matkę.
-
Widać – uśmiechnęła się przelotnie. – Siedzisz w napięciu. Ma
przyjść Brian?
-
Nie. Kerr.
-
Och! Mogłaś powiedzieć, kupiłabym coś do jedzenia po drodze. A
tak mamy tylko
jakieś krakersy… - Del wyłączyła się na moment. Zaczęła myśleć
o swojej decyzji. - … a poza tym to bardzo miła… Ej! Nie słuchasz mnie.
-
Przepraszam. Zamyśliłam się.
-
Od czasu tej imprezy ciągle chodzisz zamyślona. Chcesz mi coś
powiedzieć?
-
Właściwie to… Chyba tak. – Nie, przecież o Matcie jej nie
powiem, rzekła w myśli, a
później wzięła głęboki wdech i rzuciła szybko, jakby to było
jedno słowo: - Zamierzam powiedzieć Kirsten o darze. Tak, wiem, teraz mi
powiesz, że to nieodpowiedzialne; ja to wiem, ale ufam jej i mam przeczucie, że
robię dobrze, to moja jedyna przyjaciółka, ona mnie zrozumie…
-
Stop! Hamuj – zaśmiała się Katie. – Wcale nie mam zamiaru
mówić, że to
nieodpowiedzialne. Zdaję sobie sprawę, że życie z takim darem
w pojedynkę – bo ja się nie liczę, ja muszę o tym wiedzieć, w końcu cię
urodziłam – jest ciężkie. I dlatego rozumiem, że podjęłaś słuszną decyzję.
Każdy, kto ma taki sekret, musi mieć powiernika. Inaczej wszystko dusi się w
sobie.
-
Czyli… Uważasz, że postępuję słusznie?
-
Tak – odparła Katie, a Delilah odetchnęła z ulgą.
Kobieta
przytuliła córkę, a później wyszła z pokoju, zostawiając ją samą.
Brunetka
nie czekała długo na pojawienie się przyjaciółki. Wybiła godzina osiemnasta i w
drzwiach stanęła Kirsten. Dziewczyny przywitały się, a później blondynka zaczęła
spojrzeniem lustrować tygrysicę.
Jej
wzrok zdawał się mówić „Czekam. Dawaj”, więc Del złapała ją za rękę i
poprowadziła do piwnicy. Tam zapytała:
-
Jesteś pewna?
-
Jak nigdy w życiu.
-
Niech nie dziwi cię nic, cokolwiek zrobię.
Delilah powoli zdejmowała ubrania. Gdy została w bieliźnie, uklęknęła na
podłodze. Po tygodniu bez przemiany każdą zmianę w jej kościach odczuwała jako
ból. Ale w końcu była tygrysem. ***
Cześć i czołem. ;)
Proszę Was po raz kolejny, abyście w komentarzu pod tym postem napisali mi, czy chcecie być informowani.
Poprzednio zrobiła to tylko jedna osoba, więc proszę jeszcze raz :)
No cóż, rozdział przejściowy. W następnym (chociaż krótki jak nie wiem, o tym mogę Was zapewnić) dzieje się już więcej, a w piętnastce będzie Wasz upragniony Tajemniczy, cieszycie się? :)
Wakacje się kończą, później nauka. Nie wiem czy przyniesie to jakieś zmiany w związku z częstotliwością dodawania postów, postaram się jednak aby tak się nie stało (a jeśli już, to niech będą to tylko zmiany na lepsze!).
Pozdrawiam Was serdecznie ;)