31.08.2012

Trzynaście


Poniedziałek… Ach! Świeże powietrze, cudowny dzień! Słońce nie przebijało się przez chmury, pogoda była zła, ale i tak osiemnasty września w sercu Delilah jawił się jasnym kawałkiem kalendarza. Powrót mocy tak ją ucieszył, że prawie zapomniała o kartce, którą dostała niedawno.
Przez wszystkie lekcje znosiła lustrujące ją spojrzenia przyjaciółki. Mimo tego, że decyzja o zdradzeniu tajemnicy nieco ją gniotła, to miała nadzieję, że Kirsten zrozumie. Była tego prawie pewna, jednak istniała także taka opcja, że blondynka, gdy zobaczy czym jest Del, ucieknie z krzykiem. W końcu może jej zrobić krzywdę.
Oby zrozumiała.
Minęła połowa angielskiego. Nauczycielka tłumaczyła coś, co chwila pytając uczniów, czy rozumieją. Pani Jessica Wayford była naprawdę miłą osobą, miała płaczliwy, piskliwy głosik i patrzyła na uczniów tak, jakby się ich bała. W każdej prośbie słychać było „bardzo proszę” i jakby strach przed tym, że uczniowie odpowiedzą „Nie! Wypchaj się!”. Anglistka zaledwie przekroczyła trzydziestkę, miała męża starszego od niej o siedem lat. Uczniowie domyślali się, jak musi być jej ciężko; mimo skrupulatnego makijażu i długich bluzek zakrywających ramiona, czasami mimo wszystko widoczne były sińce. Gregory Wayford był alkoholikiem, wszyscy o tym wiedzieli, chociaż nikt nie mówił tego zbyt głośno.
Może właśnie dlatego uczniowie pokochali delikatną nauczycielkę. Nie była to litość, po prostu jakaś chęć pomocy dla tej dobrej kobiety. Bo bez wątpienia była cudowną osobą, pokrzywdzoną przez los w postaci okrutnego męża.
Delilah złapała ciekawskie spojrzenie Dominica i uśmiechnęła się do niego, co niezbyt spodobało się Brianowi. Spojrzał z zawiścią na bruneta i ścisnął w ręce ołówek.

***
Dlaczego, do cholery, ze wszystkich chłopaków na świecie musiałam się zakochać w nałogowym podrywaczu i chamie?! I dlaczego nie mogę go mieć? Przecież każdego innego łatwo zdobywałam.
Jeszcze w sobotę mnie chciał.
Mnie?! Nie. Moje ciało, mój tyłek, moje piersi. Nie mnie. To takie denerwujące, że podobam się tylko ze względu na zewnętrzną powłokę.
Chciałabym być taka jak Kerr Smith… Ona nie jest aż taka piękna, ale ma to coś. No i do tego jest miła, sympatyczna i zawsze chętna do pomocy. Chris – ten słodziak, ale nie na tyle cudowny, żeby mi się spodobać – wodzi za nią spojrzeniem jak psiak, ale nie chodzi mu o jej ciało. No, może odrobinę… Ale mimo wszystko widać, że w sercu ma jej umysł, mowę, gest. Ma w sercu „to coś”.
Wiem, że z tego związku będzie ślub. A jeśli nie, to chociaż parę cudownych, niebiańskich lat. To na pewno prawdziwa miłość.
A ten dupek, którego kocham? W życiu nie zwróci uwagi na mój umysł.
Jeszcze tak nastraszę tę jego Delilah, że ucieknie z płaczem
” – snuła myśli Ginna Lee, wpatrując się w proste plecy dziewczyny Briana.
***

Lekcje dłużyły się niemiłosiernie, powrót do domu też wydawał się trwać godzinami, nie kilkunastoma minutami przeżywanymi codziennie. Wszystko ciążyło bardziej, sekret też. Najlepiej byłoby wyjawić już wszystko przyjaciółce. Już mieć to za sobą, tak, to byłoby to. Dopiero teraz Delilah zorientowała się, jakim ciężarem była ta tajemnica, chociaż dobrze wiedziała, czemu jej nie wyjawiała… Przecież wszystko mogłoby skończyć się brakiem zaufania i powiadomieniem o darze jeszcze kilku osób. Teraz już nie było wyjścia, mimo pewności, że Kirsten zrozumie, w sercu brunetki czaił się cień. Bała się tego, co powie dziewczyna…
Ale przecież pomarańczowe oczy zrozumiała. Zaufała. Dzisiaj w szkole nie męczyła pytaniami, tylko w jej spojrzeniu można było wyłowić coś jeszcze. Ciekawość, zainteresowanie. Czekanie.
Del zaprosiła Kerr w godzinach wieczornych, poza tym miała jeszcze dzwonić. Z napięciem czekała na godzinę szesnastą dziewięć. Ostatnio Zło dało przecież sygnał, że jest w pobliżu. Że czyha i liczy na słabość. Tygrysica czerpała moc ze wszystkiego. Każdy gniew lub inną silną emocję traktowała jak energię do akumulatora, żeby się naładować, żeby dać sobie radę.
Obawiała się, że Zło zaatakuje ostatecznie, całymi swoimi siłami, że teraz ona już nie da sobie rady, nawet z drugim tygrysem. Myliła się, poniedziałek nie był na tyle straszny. Nie było żadnej akcji, dziewczyna nie musiała wychodzić z domu. I to ją zmartwiło jeszcze bardziej; czuła, że Zło gromadzi swoje siły. Że czeka, by zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Ostatnio było coraz mocniejsze, powodowało ogromne katastrofy i pochłaniało mnóstwo ofiar, a pomoc tygrysów była tylko kroplą w morzu potrzeb.
            Delilah siedziała jak na szpilkach.
-         Na kogo czekasz?
-         Skąd wiesz, że czekam? – zapytała z niedowierzaniem matkę.
-         Widać – uśmiechnęła się przelotnie. – Siedzisz w napięciu. Ma przyjść Brian?
-         Nie. Kerr.
-         Och! Mogłaś powiedzieć, kupiłabym coś do jedzenia po drodze. A tak mamy tylko
jakieś krakersy… - Del wyłączyła się na moment. Zaczęła myśleć o swojej decyzji. - … a poza tym to bardzo miła… Ej! Nie słuchasz mnie.
-         Przepraszam. Zamyśliłam się.
-         Od czasu tej imprezy ciągle chodzisz zamyślona. Chcesz mi coś powiedzieć?
-         Właściwie to… Chyba tak. – Nie, przecież o Matcie jej nie powiem, rzekła w myśli, a
później wzięła głęboki wdech i rzuciła szybko, jakby to było jedno słowo: - Zamierzam powiedzieć Kirsten o darze. Tak, wiem, teraz mi powiesz, że to nieodpowiedzialne; ja to wiem, ale ufam jej i mam przeczucie, że robię dobrze, to moja jedyna przyjaciółka, ona mnie zrozumie…
-         Stop! Hamuj – zaśmiała się Katie. – Wcale nie mam zamiaru mówić, że to
nieodpowiedzialne. Zdaję sobie sprawę, że życie z takim darem w pojedynkę – bo ja się nie liczę, ja muszę o tym wiedzieć, w końcu cię urodziłam – jest ciężkie. I dlatego rozumiem, że podjęłaś słuszną decyzję. Każdy, kto ma taki sekret, musi mieć powiernika. Inaczej wszystko dusi się w sobie.
-         Czyli… Uważasz, że postępuję słusznie?
-         Tak – odparła Katie, a Delilah odetchnęła z ulgą.
Kobieta przytuliła córkę, a później wyszła z pokoju, zostawiając ją samą.
Brunetka nie czekała długo na pojawienie się przyjaciółki. Wybiła godzina osiemnasta i w drzwiach stanęła Kirsten. Dziewczyny przywitały się, a później blondynka zaczęła spojrzeniem lustrować tygrysicę.
Jej wzrok zdawał się mówić „Czekam. Dawaj”, więc Del złapała ją za rękę i poprowadziła do piwnicy. Tam zapytała:
-         Jesteś pewna?
-         Jak nigdy w życiu.
-         Niech nie dziwi cię nic, cokolwiek zrobię.
Delilah powoli zdejmowała ubrania. Gdy została w bieliźnie, uklęknęła na podłodze. Po tygodniu bez przemiany każdą zmianę w jej kościach odczuwała jako ból. Ale w końcu była tygrysem. 

***

Cześć i czołem. ;)
Proszę Was po raz kolejny, abyście w komentarzu pod tym postem napisali mi, czy chcecie być informowani
Poprzednio zrobiła to tylko jedna osoba, więc proszę jeszcze raz :)

No cóż, rozdział przejściowy. W następnym (chociaż krótki jak nie wiem, o tym mogę Was zapewnić) dzieje się już więcej, a w piętnastce będzie Wasz upragniony Tajemniczy, cieszycie się? :)

Wakacje się kończą, później nauka. Nie wiem czy przyniesie to jakieś zmiany w związku z częstotliwością dodawania postów, postaram się jednak aby tak się nie stało (a jeśli już, to niech będą to tylko zmiany na lepsze!).
Pozdrawiam Was serdecznie ;)

21.08.2012

Dwanaście


Kirsten obudziła się z potężnym bólem głowy. Jedyna myśl, jaka zdążyła jej przemknąć przez głowę, to wniosek, że nie powinna tyle pić. Od razu poszła po jakieś leki na ból głowy i łyknęła dwie tabletki. Rodzice pojechali do babci, co za ulga. Nie ma nikogo, kto mógłby na nią nakrzyczeć czy wymierzyć karę. Na razie.
Nagle przypomniały jej się niektóre wydarzenia z dnia poprzedniego. Przesunięcie się soczewki Delilah, później porwanie blondynki do tańca przez tego słodkiego Chrisa… Na to wspomnienie uśmiechnęła się. Przetańczyła z nim pół imprezy, dopóki nie musiał iść. I dalej: wyjście na górę do toalety i spotkanie Briana namawiającego Ginnę Lee do zabawienia się w jego pokoju.
-         Oj, daj spokój, co z tego, że nie jesteśmy już parą? – mówił.
-         To z tego, że masz tę swoją panienkę.
-         Ona nie musi się liczyć, przestań gadać i chodź do pokoju.
-         Ona ci nie daje, to ja mam ci dać? Przestań śnić chłopcze, to nie jest twoje królestwo i twoja bajka. – uśmiechnęła się szyderczo.
Gdy Kirsten wróciła na dół, tak się spiła, że już więcej nie pamiętała. Zaklęła szpetnie pod nosem, ciesząc się jednocześnie, że na imprezie była ze swoją najlepszą przyjaciółką, bo inaczej mogłoby być z nią źle. Nawet nie wiedziała, jak trafiła do swojego domu.
-         Cholera. Mam nadzieję, że wczoraj nie powiedziałam Delilah niczego głupiego o Prescotcie i Lee…
„Cześć. To ja, Chris. Jesteś wolna w następny piątek? Jeśli tak, to chętnie Cię zapraszam. Na kawę, na rolki, na colę, na co tylko chcesz. Odpisz proszę.
„Cześć. Owszem, nie mam planów w przyszły piątek. Skoro zapraszasz na co tylko chcę, to ja poproszę na randkę.”
„A jaka ma być ta randka? Rolki, kawa, cola czy coś innego?”
„Jakiś ty dociekliwy. Mogą być rolki, a potem cola.”
Podczas gdy Kirsten umawiała się przez smsy na randkę z miłym i uroczym chłopakiem, po jej głowie zaczęły krążyć myśli, związane z tym, kim naprawdę jest jej przyjaciółka. Mimo tego że miała ona pomarańczowe tęczówki, mimo tego, że wczoraj się nie upiła, chociaż wcale nie wlała w siebie mniej niż blondynka, Kerr jej ufała. W głębi serca wiedziała, że chodzi o coś głębszego niż tylko jakaś genowa modyfikacja i że Delilah w życiu nie zrobi nikomu krzywdy. Jeśli to jest związane z magią, to brunetka zapewne wykorzystuje to w celu czynienia dobra. Nie, Kirsten nie była zła o to, że dotychczas te dziwy były przed nią ukrywane i że miała czekać jeszcze do poniedziałku, by odkryć prawdę całkowicie.
Blondynka była pełna zrozumienia i nie mogła nie wiedzieć, że taka tajemnica jest naprawdę ważna i osoba, której się ją wyjawia musi być godna zaufania.
Tymczasem Delilah od przebudzenia w dzień po balandze miała sporo tematów do przemyśleń. Pierwszy dotyczył Ginny Lee i Briana Prescotta. Z jednej strony uważała, że Kerr mogła po pijanemu gadać głupoty, ale jest też druga strona medalu: może mówiła prawdę? Trzeba poczekać, żeby sprawdzić. Pogadam z nią w poniedziałek, dzisiaj pewnie i tak nie ma siły. Westchnęła.
Drugi temat do rozmyślań dotyczył jej decyzji, podjętej podczas sobotniego spotkania. Teraz nie miała wyjścia, musiała już powiedzieć resztę o sobie, o historii, o drugim tygrysie. Jeśli znajdzie czas. Od poniedziałku przecież wraca wszystko – ratowanie ludzi, spotkania z Tajemniczym… No tak, pojawił się czwarty temat do rozmyślań!
W trzecim chodziło o Minica… Ten chłopak ją elektryzował. Ton jego głosu, gesty, uśmiech. Wszystko. Mimo, że miała Briana, który też w jakiś sposób ją pociągał, to brakowało jej czegoś.
Możliwe, że Prescott pociągał ją tylko przez swój wygląd, a także dlatego, że potrafił prawić komplementy i miał opinią niegrzecznego chłopca. A Dominic? Miał w sobie coś magicznego. Mówiąc krótko: „to coś”. Delilah nie potrafiła się przed sobą przyznać, ale podobał się jej i jeden, i drugi. W związku z tym postanowiła dalej być z Brianem i czekać na rozwój wydarzeń – na odkrycie w nim tego, co tak jej się podobało.
No i czwarta sprawa warta przemyślenia. Tajemniczy, kim on był? Dlaczego się nie ujawnił?
Brunetkę ciekawiło to, czy był plene czy dimidium. Podejrzewała, że był tylko połowicznie tygrysem, ciężko spotkać nawet dwoje dimidium, którzy byliby parą i mieli dziecko. Tak przynajmniej uważała Del.
Poza tym już od jakiegoś czasu gromadziła unascorillum. Wiedziała, że kiedyś zapewne zechce wyjść za mąż, za osobę godną powierzenia sekretu i na tyle odpowiedzialną, że podoła wychowaniu dziecka-tygrysa, a prawdopodobieństwo na to, że Tajemniczy kiedykolwiek zechce się przed nią ujawnić i w dodatku zakochać w niej, było naprawdę minimalne.
Zakochać! We mnie? Nie sądzę…Nie jestem na tyle dobra, by inny tygrys mógł mnie pokochać. Ludzie kochają niedoskonałości, bo sami są niedoskonali. Ja jestem niedoskonała. A Tajemniczy musi być doskonały… On jest taki cudowny, że na pewno idealny! – przebiegło jej przez myśl.
Delilah dopiero po tych rozmyślaniach zwróciła uwagę, że jest dziesiąta rano, a jej mama jeszcze nie wstała. Postanowiła zrobić jej przyjemność i trochę posprzątała. Zmywając naczynia dziwiła się, dlaczego jest ich aż tyle.
Mama ma faceta? Gardło Del ścisnęło się. Nie rozumiała, dlaczego tak odrzuca tę myśl. Przecież każdy ma prawo do szczęścia, a szczególnie Katie! Tak bardzo stara się i poświęca dla córki, a tymczasem ona sama nie chce nawet zastanawiać się, czy jej matka...
Jak na zawołanie w drzwiach kuchni stanęła Kat, trzymając za rękę wysokiego, szczupłego mężczyznę. Śmiała się do niego zadowolona, a on z uśmiechem delikatnie przysunął usta do jej ust i pocałował. Delilah stanęła jak wryta.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że on był w samych bokserkach, a ona w bieliźnie i jego koszuli.
Brunetka odchrząknęła znacząco i rzuciła niby beztrosko:
-         Ja tu jestem…
-         O rany…
-         Cześć. Jestem Delilah, córka twojej… hm, dziewczyny. Miło mi cię poznać – zwróciła się do gościa matki.
-         Hmmm… Jestem Matt… - zaczął się jąkać. Spłonął rumieńcem, tak samo jak Katie. Niezręcznie było się przedstawiać córce swojej kobiety w samych slipkach.
-         Nie powinnaś być teraz u przyjaciółki? – zapytała zaskoczona pani Calbon.
-         Kirsten upiła się wczoraj i niezręcznie mi było u niej nocować.
-         A… aha.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Katie. Wyciągnęła swojego partnera za rękę z kuchni i poszła się ubierać.
Siedemnastolatka stojąca z gąbką w ręku zaczęła ponownie zmywać. Rozbawiły ją słowa mamy: „Daj spokój. Nie jest ani taka młoda, ani taka głupia, żeby nie wiedzieć o co chodzi. Będzie potrafiła docenić moje szczęście, mówię ci!”.
Pod oknami domu coś zaszurało. Wesoły nastrój Del prysnął. Powoli zaczynała wyczuwać fale powietrza: moce szykowały się do powrotu. Wyszła na dwór i zajrzała do skrzynki na listy. Leżała tam pojedyncza koperta z jednym wielkim napisem:
DELILAH CALBON.
W środku znajdowała się walentynkowa kartka z krótkim tekstem:
JESTEM ZŁEM.

Brunetka przeraziła się nie na żarty. Spoglądając raz po raz na kartkę, nie mogła zrozumieć, jaki sen Zło widziało w pokazywaniu, że jest gdzieś w pobliżu. Chyba tylko to, by udowodnić, że jest potężne, że się czai. Kim ono było?
Matt. Matt był w tym domu od wczorajszego wieczoru, kartka musiała również pojawić się niedawno. Może to on? Trzeba go obserwować.
Ale czy te niebieskie, wesołe oczy mogą kłamać?
Zło jest wszędzie. Może się maskować, jest potężne. Obserwacja, nic więcej.
Zerwał się silny wiatr, a pod soczewkami oczy Delilah zaświeciły mocniej.
Strach potęgował moc. Moc, która wracała.

***
Dobry wieczór!
Oto i Dwanaście. Co sądzicie?

Chciałabym Was prosić, abyście pod tą notką napisali czy chcecie być informowani i jeśli info byłoby Wam na rękę, dajcie miejsce, gdzie mam je zamieszczać (GG, blog, czy coś...).
Ostatnimi czasy wiele osób dołączyło do akcji "Obserwuję, nie spamuję", a wśród nich znalazłam się również ja. Jeśli wiecie, że czytam Wasz blog, a nie ma go na liście "Czytam", proszę, napiszcie do mnie, a z pewnością go tam umieszczę. 
Z góry dziękuję :)

Pozdrawiam serdecznie.

11.08.2012

Jedenaście



*

Weszły i wprawiły w osłupienie wszystkich chłopców, którzy rzucali im pożądliwe spojrzenia.
Blondynkę od razu gdzieś wcięło, porwał ją do tańca jakiś chłopak; Delilah też była proszona, ale odmówiła, czekając na gospodarza. Usiadła przy stoliku, ktoś podał jej plastikowy kieliszek – chciała odmówić, ale już wlano tam wódkę. Wypiła, krzywiąc się. Dopiero teraz rozejrzała się po salonie. Był wypchany po brzegi, a inne pomieszczenia też zostały wypełnione ludźmi. Nie miała pojęcia, w jaki sposób Brian to wszystko później posprząta, ale przecież jego rodzice niemal spali na pieniądzach, więc w jakoś musiał sobie poradzić. Mógł zatrudnić ekipę sprzątającą…
Do Del przysiadł się kolejny chłopak. Położył jej spoconą dłoń na kolanie i zaczął sunąć nią coraz wyżej.
- Śliczne masz oczy – powiedział, gapiąc się znacznie niżej, niż wskazywałaby na to jego uwaga.
- Bierz to łapsko – odparła.
Gdy ten rozkaz nie przyniósł pożądanego efektu, chłopak został uderzony z otwartej ręki w policzek, a jego dłoń została zepchnięta. W tym momencie nadszedł Brian Prescott.
- Monate! Nie po to cię zapraszałem, żebyś moją laskę obmacywał! W moim domu! Zdobądź sobie własną suczkę, a nie!
- Dobra, już dobra, sorry.
- Nie dotykał cię gdzieś, gdzie nie powinien? – zapytał niby zaniepokojony, gdy tamten odszedł.
- Nie. Spadaj – wstała od stolika i wyszła przejść się po domu.
Liczyła, że ją przeprosi za tę „suczkę” i „laskę”. W końcu była przecież dziewczyną, a nie przedmiotem, którego można przesuwać i nazywać, jak się chce.
Weszła po schodach na górę. Tam było pusto. Korytarz był długi, ale jasny, bo lampy paliły się wszystkie tylko dlatego, że opuszczono rolety we wszystkich oknach.
- Hej, jak ty się do mnie odnosisz, co? – usłyszała warknięcie Prescotta i została przyciśnięta do ściany. Trzymał ją dłońmi za nadgarstki i przytrzymywał resztę ciała swoim ciałem.
- Normalnie – burknęła. – A czego oczekujesz? Nie jestem suczką!
- Jesteś, jesteś. Przyszłaś tu tylko dlatego, że ja tego chciałem – podkreślił słowo „ja”.
- Spoko, mogę też wyjść – uśmiechnęła się ironicznie.
- Ale nie chcę, żebyś wychodziła – przyciskał ją coraz mocniej. – Nie zamierzam cię przepraszać.
- Nie zamierzam się płaszczyć i błagać, żebyś wybaczył. Bo ja – w przeciwieństwie do ciebie – nie obraziłam cię.
- Nie próbuj się wywinąć. Ja też cię nie obraziłem, tak się mówi na wszystkie dziewczyny!
- Och, serio? Ojej, nie wiedziałam. Masz rację, zejdźmy na dół, bawmy się dobrze z powrotem, jakby nic się nie stało! – ironizowała Del. Wściekłość dosłownie w niej kipiała. – A tak naprawdę, to gdzieś mam to, że tak się mówi na wszystkie dziewczyny, ja nie jestem wszyscy.
- No dobra, przepraszam – wycofał się niby ulegle.
Nie obchodziła go ta kłótnia, miał tylko nadzieję na niezłą imprezę, upicie Delilah i zaliczenie jej. W pokoju z kamerką, żeby móc się tym później pochwalić. Dziewczyna przyjęła przeprosiny, więc mógł się zrehabilitować i od razu zaprosił ją do tańca. Leciała wolna melodia, toteż przytulał ją i szeptał jej czułe słówka. Dziewczynie powoli przechodziła złość. Emanowała ciepłem i pewność siebie Briana już jej tak nie przeszkadzała. Pod koniec piosenki chłopak przechylił ją i ich usta się spotkały. Brunet jednak nie zakończył tańca zwykłym buziakiem, wcisnął język pomiędzy rozgrzane wargi dziewczyny, której nie spodobało się to tak, jakby chciała. Nie wiedzieć czemu, po przymknięciu oczu przy pocałunku, zobaczyła twarz Minica, nie swojego chłopaka. „Och, dlaczego? Trzy zauroczenia: Tajemniczy, Minic i Brian. Pomocy!” – krzyknęła w duchu, z nadzieją, że ktoś ją usłyszy.

***
Czekając na wizytę Matta – kolegi z pracy – oprócz martwienia się tym, czy jej popisowe danie się sprawdzi (pieczona pierś z kaczki podana z puree jabłkowym i (o ironio!) karmelizowaną, młodą marchewką) rozmyślała nad swoim postępkiem. Dobrze wiedziała, że jej córka martwiła się o życie tych ludzi, którzy mogli zginąć na ulicy Cieni. Chciała jak najlepiej dla Delilah, ale mimo wszystko czuła się niezręcznie wiedząc, że ją unieszczęśliwiła na cały tydzień. Im starsza była jej córka, tym Katie ciężej znosiła dar. Postanowiła dać jej przymusowy tydzień urlopu, jednak nie potrafiła się z tym czuć dobrze. Mimo uniknięcia niebezpieczeństwa, każde spojrzenie na brunetkę przywoływało wyrzuty sumienia.
Na początku tygodnia kac moralny dopadł córkę, teraz matkę.
Katie wyjęła kaczkę z piekarnika, poczyniła ostateczne przygotowania, a wówczas rozległ się dzwonek do drzwi.
Podczas gdy jej córka miotała się między trzema różnymi uczuciami, ona przeżywała jedno, ale z pewnością trwałe.

***
 Wódka i inne trunki alkoholowe lały się litrami, a Delilah odkryła nową zaletę bycia tygrysem. Piła i piła, a nadal była trzeźwa. Co prawda była weselsza, ale to zasługa gości, a nie tego, co w siebie wlała. Zdziwiło ją to, że takie rzeczy jak szybsze uczenie się i pozostawanie trzeźwą nie znikały po zjedzeniu papryki. Zbliżała się już północ; brunetka obserwowała Kirsten, która była coraz bardziej pijana.
- Chodź na górę – mruknął wprost do jej ucha Brian. Widział, jak wiele alkoholu spożyła, dlatego miał nadzieję, że znajduje się w stanie wystarczająco mocnego upojenia.
- Po co? – odparła z uśmiechem, co zbiło go z tropu. Miał nadzieję, że to będzie prostsze.
- No wiesz… zabawimy się.
- A co, masz klocki lego?
- No weź, nie bądź taka porządna.
- A jednak będę: zwijam się z imprezy.
- Już?! Zostań jeszcze, fajnie będzie.
- Tak, tak, fajnie. Może kiedy indziej, ja zabieram moją pijaną przyjaciółkę do domu, bo nie mam zamiaru zostawić jej w takim stanie, gdy dobiera się do niej Patrick Monate, zresztą ten sam, który próbował dostawiać się do mnie. Odprowadzisz mnie?
- Chyba nie, muszę pilnować domu.
Del szybko się zebrała, spławiła niechcianego kochanka blondynki i prowadząc ją pod ramię, szła w stronę jej domu. Kirsten ciągle się śmiała i zataczała. Bełkotała coś niewyraźnie, jakieś głupoty o Brianie.
- Ale wiesz, że na tej imprezie on chciał wziąć w obroty Ginnę Lee? – wymamrotała; była zalana w trupa.
- Tak, tak, chodź już do domu.
- Aaa… ty mnie nie traktujesz poważnie – powiedziała i złapała ją czkawka. Na szczęście dochodziły już do domu blondynki, bo Delilah nie miała siły prowadzić dziewczyny dłużej. Zadzwoniła dzwonkiem i wyszła matka dziewczyny. Podziękowała za odprowadzenie córki do domu.
Del zaczęła się zastanawiać czy blondynka mówiła serio o Ginnie. Brian kiedyś z nią chodził, to podobno najostrzejsza z dziewczyn w całej szkole. Miała każdego chłopaka, którego chciała. Przy niej chłopcy nie byli zdobywcami; oni stawali się ofiarami. Do tej pory całe liceum w Shadow Town nie wiedziało, kto kogo zdobył. Delilah poczuła ukłucie zazdrości i starając się nie myśleć o Prescotcie i pannie Lee, poszła do domu.
„Tak, już w poniedziałek odzyskam swoje moce, będę mogła pomagać. Nie będę miała w ogóle czasu, ale co z tego, skoro znów będę ratować życie ludzkie? Ja się nie liczę, ja tu jestem tylko po to, by oni mogli żyć. Tak, to był dobry dzień, ale poniedziałek będzie jeszcze lepszy. Chyba tylko ja lubię początek tygodnia” – mówiła do siebie w myślach.

*

Dzień dobry! :)

Co sądzicie o zachowaniu Briana? Macie nadzieję, że się poprawi, czy też spisujecie go na straty? Jestem ciekawa Waszego zdania ;)

Za korektę dziękuję Aivalar.

Pozdrawiam!