28.05.2012

Cztery

Po szkole siedemnastolatka wróciła z Prescottem do siebie, do domu. Wyjęła w pokoju podręczniki i rozłożyła się na biurku, zostawiając miejsce dla chłopaka.
-     Ty naprawdę chcesz się uczyć?
-            Powiedziałam, że będziemy się razem uczyć, więc raczej tak. Przepraszam, idę do łazienki.
-     Ok, poczekam.
W toalecie Delilah wysłała sms’a do mamy: „O której wracasz? Potrzebuję cię szybko. Mam poparzoną rękę”. „Będę za pół godziny, tyle wytrzymasz, a na razie odrób lekcje” – dostała szybko odpowiedź.
-     No, już jestem – powiedziała, wchodząc do pokoju. Ze skórą na lewej ręce nie było najlepiej. I znowu przy Brianie czuła się spięta.
-     No to siadamy do książek. Zacznijmy od matematyki – rzucił, siadając na krześle. Zrozumiał już, że z Del nie pójdzie mu tak lekko jak z innymi dziewczynami.
Ona była bardziej spostrzegawcza, ale ten wysiłek był warty swojego celu – brązowowłosa była naprawdę piękna, a w liceum „zaliczenie” takiej powodowało, że ranga chłopaka znacznie wzrastała wśród kolegów.
      Minuty dłużyły się brązowowłosej w nieskończoność. Zrobiła już razem z Brianem matematykę i biologię, zaczynali angielski, a Katie nie było. Ręka coraz bardziej piekła Delilah, dziewczyna ukrywała ją przed Prescottem, ale było to trudne, zważywszy na to, że siedziała po jego prawej stronie.
Wreszcie zazgrzytał klucz w zamku. Dziewczynie zdawało się, że minęło co najmniej pięć godzin, a nie dwa kwadranse.
-     Cześć, mamo! – krzyknęła z góry.
-     Cześć! Schodź na dół, jedziemy do cioci – poinformowała córkę Katie, wiedząc, że ta ma gościa. Jak się dowiedziała? Pewnie zobaczyła dodatkowe buty w holu.
-     Ale mamo… mam gościa!
-     No to go pożegnaj i nie ma mowy nawet! Schodź na dół, jedziemy i koniec! – Delilah błagalnie spojrzała na Briana. Mimo że jej się podobał, musiała tak to rozegrać i go „wygonić” z domu.
-     Ratuj – szepnęła chłopakowi. Nie wiedziała, że była taką dobrą aktorką.
-     Co ja ci poradzę? – wzruszył ramionami, spoglądając na nią.
Zszedł z krzesła i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. On również świetnie grał. Spakował swój plecak i rzucił:
-     To ja pójdę… Miłej wizyty u cioci. – dał jej buziaka i powiedział jeszcze: - Trafię do drzwi, wiesz? – zaśmiał się na pożegnanie.
-     Pa… - wykrztusiła z siebie. Zrozumiała już, że może go nazywać swoim chłopakiem.
Z drugiej strony cieszyła się, że poszedł i zbiegła w podskokach na dół. Spojrzała na swoją mamę, stojącą w drzwiach i żegnającą jej kolegę. Po kilku minutach rozmowy młody Prescott poszedł w stronę domu. Delilah nie mówiąc wiele, odsłoniła rękaw. Mama skrzywiła się na widok czerwonej, rozległej rany.
-            Dziecko, gdzieś ty to sobie zrobiła?! – Del nie musiała odpowiadać, Katie już słyszała o cudownym uratowaniu ludzi z palącego się budynku. – Jedziemy do lekarza, ale raz! Wsiadaj do samochodu i jedziemy – westchnęła, trochę smutna, że jej córka na siebie nie uważa.
Młoda Calbonówna siedząc w samochodzie wzdychała ciężko. Wiedziała, że jej mamie było ciężko z powodu daru córki – zdecydowanie wolałaby nie musieć obserwować tych wszystkich rzeczy, dziejących się na ulicy Cieni i Del biorącej w nich udział. Już lepiej czułaby się patrząc na pierwsze złamanie serca lub smutek z powodu kłótni z przyjaciółką. A te ciągłe kłopoty… To zdecydowanie przerastało jej możliwości wychowawcze, martwiła się, by nie stracić brązowowłosej tak jak jej ojca. On także po prostu raz nie uważał… I nie wrócił z przeklętej ulicy.
Myśli Delilah zmieniły kierunek. Przypomniała sobie tajemniczego osobnika. Kim on mógł być? Dominic? Nie. On także musiałby się spóźnić na francuski. Może Brian? Też był od początku lekcji… Nie rozumiała także, dlaczego tygrys nie ujawnił się wcześniej. Czy chciał się ukryć, czy może był w pobliżu dziewczyny zawsze, a teraz gdy miała kłopoty ujawnił się? W ogóle skąd miał moce? Ona odziedziczyła je po ojcu, a on…? Nie wiedziała co o tym myśleć, miała nadzieję, że sprawa szybko się rozwiąże. Mimo wszystko bała się, że już nie spotka tego drugiego, innego. Bała się? Co to za stwierdzenie? – zganiła siebie w myślach. A jednak tak, bała się, a jednocześnie chciała jeszcze raz go spotkać. Jakby nie spotkała to co? Czułaby się okropnie.
Dlaczego tak bardzo chciała zobaczyć tajemniczego? Sama nie wiedziała. Czuła, że to bardzo ważne i że może go już więcej nie zobaczyć i przez to zżerał ją jakiś niepojęty smutek, tęsknota za kimś, kogo widziała tylko raz. I nie zamieniła z nim ani słowa. Czy można tęsknić za kimś, kogo się w ogóle nie zna? Uczucia Delilah odpowiadały twierdząco na to pytanie. Nawet jeśli miałaby go spotkać raz, jeszcze tylko raz, wiedziałaby co zrobić. Podziękować – tak, to chciała zrobić, rozmawiając z tajemniczym. Nie musiałaby o nic pytać, po prostu by podziękowała, bez tajemniczego by przecież zginęła. Przez to zaistniało w jej sercu to cholerne pragnienie rozmowy z drugim tygrysem.

1 komentarz: